Nie lubię polskich eventów/zawodów/treningów driftingowych z kilku powodów. Przede wszystkim dlatego, że kręcą mnie tak samo mocno, jak brzydkie i wulgarne dziewczyny z betonu.
Zawodów pokroju DriftMastersGP ”nie znoszę” bo wykręca mnie z zazdrości, że oni jeżdżą, a ja stoję i patrzę. Grzesiu Hypki zawsze mówi, że lepiej słabo pomacać niż dobrze popatrzeć! 😉
Na treningach i eventach jest wieczne urwa, urwa, uje, ierdole… Statystycznie z 20 osób jeżdżących i kibicujących, średnio 12 jest krótko mówiąc: buraków. Przypadkowych ludzi w pięknym sporcie, gdzie do japońskich samurajów kierownicy jest im daleko. I żebyś teraz czytając nie myślał, że Igor ma wystrzelone ego i poczucie własnej wartości z kosmosu. Przykładowo PixersRing na pierwszym treningu było fajnie, na kolejnych nieźle. Na piątym chłopcy spod budki z piwem wpadli na tor zrobić z niego wizerunkowy śmietnik. Później włodarze toru zdecydowali się zbanować drift – wcale im się nie dziwię.
Sport jest genialny, jest masa cudownych ludzkich, skromnych, fajnych osób. Przykładowo Polody, Mospin, Hypki, Roman, Junior, itd itd.
Jest też sporo ”attention whores”, chodzących encyklopedii driftu lepszych od samego Keiichi Tsuchiya (talk less, drift more!) lub młodych gniewnych wrzucających do sieci gówno. Ostatnio zostałem zatrzymany w górach przez patrol policji, który jeździł za mną po wszystkich bocznych uliczkach. W końcu zapytałem panów czy nie podoba im się mój driftowóz? Po kilku sympatycznych zdaniach okazało się, że pasażer sam ma uturbione E30, a kierowca nie ma nic przeciwko autom z klatką. Obserwują portale społecznościowe i widzą co robi młodzież w rwd. Przez paru debili, rodzi się zainteresowanie służb mundurowanych i tworzą się nikomu niepotrzebne problemy. Wstydzę się za nich i za to iluzorycznie rozwinięte bohaterstwo kierowców ledwie co trafiających w drogę, tak dalece jak dalece rozwinięte jest poczucie mojego wstydu.
Mało jest w tym wszystkim zwykłej ludzkiej dobroci, serdeczności i wysokich piątek.
Takie mamy społeczeństwo powiesz. Ktoś przecież ogląda filmy Patryka Vegii.
Przez to świat jest zróżnicowany nabiera barw i jest ciekawy?
Fajnie!
Ja wiem jedno: gówno w domu, to gówno w życiu. Widać po twarzach z daleka, że to jest po prostu przesiadka z nocnika na tron, a większość to mentalnościowo księżniczki bez zamku.
Dlatego nie jeżdżę, nie uczestniczę, nie wypowiadam się i chciałbym napisać, że nie oceniam, ale właśnie to zrobiłem i co jak co, ale okrutnie nie znoszę psuedo driftującej hołoty.
Od zbiorowisk upalaczy, zdecydowanie wolę górskie randki w kameralnym gronie gości, którzy potrafią budować zdania wielokrotnie złożone i prócz samochodów wiedzą też trochę o dupeczkach i życiu 🙂
Konieczne jest równoważenie napięć powiesz. Nie można przecież cały czas chodzić w aureoli! Spotyka się w życiu tak nadęte pawie i tak bezmiernie głupie, że nie da się ich zapomnieć. Od jednego z nich Tomek wypożyczył lawetę i pojechaliśmy zobaczyć, że driftingowe eventy w Polsce mogą być zupełnie inne, niż to wszystko co przeczytałe/aś wyżej. Tym bardziej, że Tomek Gobla i Łukasz z Doriminati, zawsze organizują coś fajnego! Od kierowców dla kierowców – to padło na briefiengu i tak było przez cały dzień.
SeduceD
Tomalo skończył niedawno 30 lat. Jego ukochane E36 jest tylko o 4 lata młodsze, a od 2 trwa ich intensywna miłość, która teraz przeszła na nowe tory. A dokładniej Tor Jastrząb. Najlepsze marzenia, to te spełnione, a on od dłuższego czasu chciał zobaczyć w lusterku zapiętą pasami beeme z kompletami opon gotowych do latania i pierwszy driftingowy roadtrip.
Mieliśmy wyjechać o 18, po pracy w czwartek. Z założeniem medytowania całego dnia bokiem, spakowani w kieszenie pełne radości. Wyjazd miał być niskobudżetowy więc zrezygnowaliśmy ze wszystkiego co wydawało nam się zbędne. Do grupy części zapasowych załapały się tylko półosie i wiara, że czarna nie będzie grymasić. Dojechaliśmy o 3 nad ranem z dylematem czy jezioro, czy tor. Wygrały zakręty, tarki i bandy. Snu mieliśmy max 4h.
Wszystko w życiu zależy od perspektywy, przechodzili różni ludzie koło auta Tomka. Niektórzy z ironicznym uśmiechem coś sobie pod nosem komentowali, a my z Arkiem przyglądaliśmy się ich supermocom. Było dużo, drogich, mocnych i pięknie zbudowanych dzieł sztuki. Było też sporo ”zwykłych” aut na małych i wąskich oponach.
Umieraliśmy z ciekawości chodząc rano po torze, czy matowe BMW z wolnossącym 2.5 podniesie dwójkę na dwóch najdłuższych zakrętach z ustalonej sekcji toru. Po pierwszych okrążeniach okazało się, że spokojnie da radę połączyć całość bez okrutnego kopania w sprzęgło i jeździ nawet na 205/16”.
Lepiej! Okazuje się, że na krętej części toru spokojnie można ganiać dużo mocniejsze auta, na zdecydowanie szerszej oponie.
Nie będę opisywał radości Tomka z par z Bednarem i Goblą, bo to są to tylko jego przeżycia duchowe.
Ale patrząc z perspektywy koleżeńskiej na gościa za kierownicą (spędzam z nim tyle czasu, że Anulka podejrzewa nas o randkowanie!), to tak właśnie definiuje się ”szczęście”. 🙂
Podsumowując:
Ekipa Doriminati – MISTRZ ! dziękujemy <3
Organizacja całości – absolutnie ”uwiedzeni” ! 🙂 dziękujemy
Ilość buraków – niska !
Ilość wygenrowanego FUN’u – naładowane baterie na najbliższy miesiąc 🙂
Na nieszczęście na koniec wsiadłem na pare rundek z Goblą.
Inny level !
Inne prędkości, inna przyczepność.
Inne skillsy.
Niepotrzebnie !
bo znowu zacząłem marzyć 🙂
i wiem, że pod domem na jednym driftowozie się nie skończy.
Z toru wyjechaliśmy padnięci o 18.
Tomalo miał być w pracy rano, a Arek w drodze nad morze.
Pierwszego kapcia w lawecie złapaliśmy koło północy. W zapasie nie mieliśmy powietrza więc beema ratowała nas szybkim przelotem po S8 do całodobowej wulkanizacji.
Drugiego kapcia złapaliśmy o 3 nad ranem.
Później poddał się akumulator i doszło do tego, że pchaliśmy lawetę z beemą po A4…
W tanim E36, po podsumowaniu kosztów, wyjazd wyniósł 1800 zł. Przeliczając to na auto 500 konne, trzeba pewnie tą wartość pomnożyć.
Czy warte?
Absolutnie każdej złotówki, minuty spędzonej w garażu i sekundy przeleconej bokiem.
Nie ma nic, absolutnie NIC lepszego niż dwa ślizgające się w parze samochody.
I nieważne czy na torze, czy krętej górskiej drodze – tam gdzie to wszystko się urodziło.
Modląc się wieczorem, warto podziękować Japończykom za:
- dbanie o dobro wspólne
- szacunek do drugiego człowieka
- samurajów
- i drift! 🙂
I o 18 na pewno już nie wyjeżdżamy! Wy też nie!
Ale driftujcie koniecznie 🙂
Wiary w siłę stwórczą i miłości światu trzeba!
Za dobro i poślizgi ! 🙂
Tor Jastrząb, Igor Bucki