To co przeczytasz poniżej jest rozsypaną układanką puzzli, która powstawała przez pół roku oddychania Maui. W notatkach na papierze lub w telefonie, w przeróżnych okolicznościach, w radości, smutku, pewności i strachu. Niekoniecznie wszystkie puzzle pasują lub układają się w jeden kolorowy obrazek. Całość jest zróżnicowana, przyśpiesza, zwalnia. Bywa krótsza lub dłuższa, spójna lub nie. Wielowątkowość życia i różnorodność rzeczy, których doświadczałem i opisałem tu w kilku zdaniach. Podpieram ją zdjęciem (moją ulubioną formą zatrzymywania czasu), a resztę pozostawiam Twojej wyobraźni, której proponuję pozwolić zerwać się ze smyczy 🙂
Lećmy 🙂 !
Miłego czytania!
Być tu i teraz, i być szczęśliwym
Prawie pięć litrów pod maską i ich trzydziesta piąta rocznica ślubu. Wracamy autostradą. Odwraca się do mnie pokazując niebieską obrączkę z Rodos i mówi:
- ”Synek wiesz, że jesteśmy już dłużej razem, niż byliśmy sami osobno?”
Ja nawet nie wiem jak to jest być z nimi osobno, bo jestem z nimi od zawsze. Kiedyś pewnie się dowiem i podobnie jak Ty pochowam swoich bliskich lub spalę kolejny most.
Lubię patrzeć na ich miłość, to że mimo prawie sześćdziesiątki ciągle trzymają się za ręce i spędzają całe dni ze sobą, sobą się nie nudząc.
Są ludzie, którzy kochają się całe życie
i potrafią się razem zestarzeć.
Nie odbudowują relacji, bo nigdy ich nie niszczą 😉
to jest „wow” czyż nie ?
Uwielbiam dźwięk widlastej ośemki i kopniaki w plecy, które funduje każda redukcja biegu – pozwala wtedy nie myśleć.
Oddałem jej pięć lat swojego życia. Klęknąłem z pierścionkiem, widziałem jak płakała z radości. Kochałem ją jak nikogo innego na świecie. Dopowiadaliśmy sobie zdania, zgadywaliśmy swoje myśli. Mogliśmy być szczęśliwi gdziekolwiek, móc zawsze polegać na sobie. Mieliśmy coś wyjątkowego, co nie zdarza się często. Tak mówiła, a ja w to wierzyłem. Mówić wcale nie musiała, bo było to oczywiste, że zestarzejemy się razem. Że po siedemdziesiątce dalej będę trzymał ją za rękę i patrzył w te zakochane granatowe oczy, może trochę częściej klepał po pupie niż mój tato mamę.
Byłem tego tak pewien, że dałbym ciąć za nią swoje nogi i nogi wszystkich drifingowych kumpli. Ona kochała mnie tak bardzo, że żaden z nas nie kopnąłby już nigdy w sprzęgło!
Sprzedałem auto, ukradła mi pieniądze i poszła w pizdu…
Jestem świetny w długich wstępach, a smaku jedzenia nigdy nie potrafię opisać. Tak samo jak smaku rozczarowania i zawodu jaki pali w środku kiedy najbliższa osoba na świecie odbiera Ci sens wiary w niego. Smaku chwili, w której tracisz więcej niż wszystko, a wszystko co widzisz staje się podróbą życia.
Minęło kilka miesięcy. Zimne dolnośląskie uzdrowisko, czekam bo zgodziła się w końcu spotkać. Kilka rozgrzewkowych zdań. Idzie średnio. Obco, zimno, oschle. Dziury w uczuciu wypalone kłamstwami i nieistniejącym już zaufaniem. O znieczuleniu nie ma mowy.
- Łzy lecą mi same; ”Kocham Cię dziewczyna i żyć bez Ciebie nie mogę!”
Zaśmiała mi się prosto w twarz i odeszła. Ogrzałem się w blasku jej skurwysyństwa i mógłbym równie dobrze spłonąć razem z mostem, który nas łączył.
Mówi się, że na ścieżce życia spotykasz swoich nauczycieli. Rzadziej mówi się, że spotykasz też swoich oprawców, to oni fundują Ci najmocniejsze lekcje, które mają Cię wzmacniać jako byt. Już wiem, że powiniennem był kupić jej kwiaty i podziękować, że zrobiła to teraz, a nie po 20 latach małżeństwa, dzieciach i wspólnej hipotece.
Zostałem sam.
Krócej razem, niż sami osobno – losu żart. O ironio Boska Komedia ! Dante miał rację pisząc: ”“No sadness is greater than in misery to rehearse memories of joy”. Wtedy obiecałem sobie, że nigdy więcej żadnej Magdy.
<Chamstwo, dziadostwo, bandyctwo, złodziejstwo, socjalizm> uczuciowy i komuna serca ! Przepłakałem wszystko. Przetrawiłem, przepracowałem i już myślałem, że jestem poukładany, a tak naprawdę dopiero zacząłem się gubić.
Czas mija, a ona nadal budzi mnie w snach. Nie chcę już tęsknić za tym, czego nie ma i pisać maili, których nie wysyłam. Boję się, że to piekło w mojej głowie nigdy się nie skończy.
Kiedy po kilku miesiącach obudziłem się z pierwszą nową nią, powiedziałem jej bez zbędnych kłamstw:
Oddałem serce komuś kto je wyrzucił.
Wtedy przestałem wierzyć w miłość.
Teraz wierzę w fascynację, zrozumienie, magię pożądania i partnerstwo. Chciałbym żeby mi się to zmieniło, ale mam wrażenie, że limit na serce już wyczerpałem. Cudowny masz tyłek (“Nature is the art of God” – Dante, ha!) i lubię Cię nago, wiesz 🙂 ?
Później było tylko gorzej, a fascynacja jej lordozą powiększyła skoliozę moralności, która wcale nie miała ochoty na monogamię. I tak zbudowałem swój pierwszy girlsband, w którym odegrałem pierwsze skrzypce. Absolutnie nie byłem wtedy swoim fanem i równie dobrze mógłbym napluć sobie w twarz lub przywalić z barana w ścianę. Lepszego sposobu na wykolejenie psychiki niż girlsbandy nie znam. Wiemy o sobie tyle, na ile nas sprawdzono. Dzięki Bogu po wszystkim poznałem ZosięSamosię – błękitnooką białogłowę, pozornie poważną Panią Menago, z którą zasypiałem na zbiorowych medytacjach. Wspólnie zdzieraliśmy sobie gardła na koncertach mantrowych
i skakaliśmy pod sam sufit kiedy wchodziły bębny. Albo upijaliśmy się cydrem kiedy poruszał nas Funky New Orelans.
Pomiędzy orgazmami opowiadała mi o swoich podróżach po świecie. O tym jak przy ograniczonym budżecie na Afrykę, prócz biletu kupiła cały plecak sukienek na wyprzedaży w Zarze. Sprzedała wszystko w pierwszym biurowcu do którego weszła po lądowaniu, z 5 krotną przebitką i to za Benjamin’y Franklin’y. Dwie rzeczy zapamiętam do końca życia:
- ”Możesz mi mówić co mam robić, tylko wtedy kiedy jestem naga” :****
- ”Wszyscy startujemy z białej kartki i każdy z nas ma swój bagaż doświadczeń. Jak chcesz kogoś w 100% czystego, to proponuję udać się na porodówkę”.
Kiedy wróciła z Australii, dostałem bumerang z dedykacją : ”Throw me to the wolves and i will return, leading the pack”. Wiedziałem, że muszę zabookować bilet i przewietrzyć myśli. Że muszę ruszyć. Ciągnie w środku strasznie. Gdzieś. Przed siebie. Któregoś dnia dała mi rano książkę i buziaka na drogę. Dopieszczała w sobie introwertyka. Nie ma lustra, które by lepiej odbijało człowieka niż jego słowa, ale rozumiała więcej niż ja, mówiąc zdecydowanie mniej. Dzięki niej znowu zacząłem oddychać. Bardzo się cieszę, że pojawiłaś się w moim życiu!
”Haribol, Nitai – Gaur, Nitai – Gaur, Haribol” –> S. :*
Zastanawiam się często jak to jest kiedy odpalam Facebook’a i widzę te same twarze, trochę bardziej rozlane i pomarszczone z nową miłością. Albo już po ślubie lub po ślubie na którym byłem i już po rozwodzie. Zastanawiam się ile jest w tym prawdziwego, szczerego uczucia, a ile rozsądku zmieszanego ze strachem. Ile jest w tym wszytkim aktorstwa, gry i sukowatego cwaniactwa, młodych, chciwie wychowanych, wyrafionowanych, zimnych kobiet. Można być z kimś, by nie być sam, ale największe jaja mają chyba ci, którzy świadomie potrafią wybrać samotność. Bez zbędnego dorabiania filozofii pokazując środkowy palec parodii uczucia.
O Brazylii w innym wpisie tutaj, pisałem tak: ”…Po całym dniu w tym upale, wędrował jeden kubek za drugim. W końcu usiadła koło mnie Jenin. Jasne kręcone włosy, śliczny uśmiech i oczy pełne przygód. Szwajcarka, której świat stał się domem. Teraz Brazylia, później Nowa Zelandia, a w marcu Hawaje. Fajnie, że żyjemy w czasach, że swoje wspomnienia można nosić w kieszeni. Pokazała sporo pięknych zdjęć. Maui jest rajem na ziemi, musisz pojechać Igor, musisz! Nie chciałem jej wierzyć, a ona widziała już wszystko. Dała mi swoje koraliki, żebym miał motywację do ruszenia w stronę Stanu Aloha…”
Kiedy miłości już nie ma, warto chociaż na nią popatrzeć, doświadczyć i nią poodychać. ”W hawajskim tłumaczeniu ALOHA oznacza: Być z kimś tu i teraz, i być szczęśliwym. To bardzo proste, a zarazem piękne. Być tu i teraz, i być szczęśliwym. To jest esencja miłości. Czuć po prostu szczęście z możliwości bycia tu i teraz z kimś lub czymś. Nie ma tu żadnego bólu, strachu, niespełnienia, żalu… jest po prostu miłość” (dzięęękuję Ci Kasiu 🙂 ).
Poleciałem po słońce, wiatr, fale, szczęśliwych ludzi, dobro i tu Cię nie zaskoczę – po miłość. Poleciałem przypomnieć sobie miłość do Ciebie, siebie, do świata.
W miejsce, z którego chciałbym już nigdy nie wrócić !
Maui !
Aloha 🙂
Peace and love !
67
67 dolarów za noc.
Tyle kosztował najtańszy hostel. Z matmy nie byłem nigdy mistrzem świata, ale kasa w liczeniu skomplikowana nie jest. 67 usd razy 30 dni = 8 000 plnów za samo spanie. Plus jedzenie i ”inne przyjemności” – robi się kwota motywująca do szukania alternatyw. Odpaliłem aplikację z dymkiem, którą też pewnie intensywnie użytkujesz w toalecie siedząc z brunem.
Kupiłem wersję PRO i w lokalizacji wpisałem: Maui, USA. Po pierwszych ”match’ach” poznałem Heidi i Rebeccę.
– ”Czy Tinder obniża koszty podróżowania?” zapytał mnie Janek w RadioRam?
– Zdecydowanie ! 😉
http://www.radioram.pl/articles/view/32985/Dookola-swiata-z-milosci-do-sportu-i-Matki-Natury
Igor romantyku !!! 😛
Pobawmy się dalej Twoją wyobraźnią, bo idę o zakład, że słysząc ”Hawaje”, widzisz to :
Pozwolę sobie wywrócić Twój światopogląd, żebyś zobaczył/a je w trochę innym, mniej marketingowym świetle, bo tak naprawdę są takie:
Mają jeszcze to magiczne coś, co przez wielu nazywane jest Stanem Aloha, ale tego uczucia można doświadczyć driftując po górach nocami czy jeżdżąc w puchu na nartach w dowolnym miejscu na planecie. Good Vibes zależy tylko od tego jak bardzo masz przewietrzoną głowę i jak szeroko otwarta jest na nowe. ”ALOHA” najkrócej zdefiniowałbym w taki sposób :
Przed wyjazdem, zapytałem dwie serdecznie koleżanki, które były, widziały, poddychały i doświadczyły. Zosia była na Maui, Kasia na Oahu.
Napisały tak:
Z : “Chciałabym w dżungli mieszkać, tak na palach, gdzieś po drodze do Hany. Na tarasie byłby prysznic i wanna. Miałabym sypialnie też na tarasie, łoże z moskitierą i drżące na wietrze łapacze snów. Myślisz Igor, że każde marzenie da się spełnić? I zastanawiałam się będąc tam czy to nadal jest być, czy już może mieć? Co do rekinów, skorpionów. Każdy raj ma swoją cenę! Będąc tam jednak, dałam się ponieść błogości i pierwszy raz w życiu niczego się nie bałam. Nie myślałam o rekinach, bo radość z pływania w stadzie delfinów czy bycia smyraną przez dżentelmenów oceanów (manty) wielkości ciężarówki całkowicie odrywała mnie od rzeczywsitości i zdolności racjonalengo myślenia. To było jak spotkanie z Bogiem. To tak jakbyś dotknął absolutu. Przynajmniej ja to tak czuję”.
K : „Kiedy był mój ostatni dzień na Hawajach, tak bardzo chciałam zobaczyć jeszcze trochę, uszczknąć Alohy, wspiąć się na Diamond Head i zobaczyć ze szczytu wschodzące słońce nad Honolulu… Johnny powiedział, że mnie tam zabierze. Spalona słońcem z udarem słonecznym pukam do niego o 5 rano, ”Johnny no chodź, to mój ostatni dzień tutaj, wieczorem będę już w Los Angeles, szkoda czasu na spanie”. Otworzył jedno oko, popatrzył ze stoickim jak na tą godzinę spokojem (we mnie budzi się instyknt mordercy za każdym razem, kiedy ktoś zrywa mnie nad ranem). Wygramolił się z łóżka, chwycił jedną ręką gitarę, a drugą mnie i wyszliśmy do ogrodu… ”Zaśpiewam Ci piosenkę o Tobie, dla Ciebie wschód może być wszędzie…” I słońce wschodziło na tarasie domku z dykty, pod eukaliptusem, na starych fotelach przy dźwiękach gitary. Slow down, slow down…. Zapomniałam słów, niegramatycznie próbowałam coś skomentować po angielsku i śmiałam się jak dziecko. Może infantylnie, a może po prostu beztrosko, niewymuszenie i prawdziwie. To był ten moment, w którym poczucie szczęścia jest tak duże, że masz ochotę śmiać się bez powodu, leżeć dalej na tarasie i wsłuchiwać się w świat, który jest oddalony o 12 tys km od twoich korzeni. I to bez wspomagania się jakimkolwiek ziołem. ”Everybody is running, be somebody do something, they are not looking around, they are not experiencing each other, they are not experiencing life… the journey itself has to be a part of… not just a destinationtion”. Zazdroszcze Ci tych Hawajów – ja byłem tam kilka dni i ciągle płakałam i śmiałam się na przemian. Zawsze ze szczęścia…. Aloha!”
I co sobie teraz myślisz, siedząc po drugiej stronie ekranu? 🙂
UCIEC ?
Miałeś kiedyś tak, że chciałeś uciec?
Miałeś dosyć kolejnego mandatu, niemiłej pani w urzędzie, szefa na którego nie możesz patrzeć, swojego biurka, kredytu, drogich zabawek za które trzeba teraz bulić albo miłości, która nic z uczuciem nie miała wspólnego? Miałeś kiedyś tak, że chciałeś się zgubić? A może idziesz za trendem i jesteś jak wszyscy ”uduchowiony” i chciałeś znaleźć siebie?
Nie mogłem już patrzeć na drogówkę, szefa, biurko, wcale nie chciałem siebie szukać, bo nie chciałem się gubić, a w miłość i Magdaleny przestałem wierzyć jakiś czas temu. Nie wiem dlaczego powinienneś wiać, ale wiem, że ja stęskniłem się za widokiem ślicznych pośladków w bikini i blond surfingowych loków. Wiem, że jestem uzależniony od życia i niczego tak bardzo nie chciałem jak wsiąść w tą okrutnie brzydką pogodę w samolot i polecieć po normalność, nieznane, zostawiając swoją strefę komfortu daleko z tyłu.
Konfucjusz mówił, że mamy dwa życia, to drugie zaczyna się wtedy kiedy zdajemy sobie sprawę, że mamy tylko jedno… Gaz gościu, gaz !!!
Heidi
Po trzydziestu dwóch godzinach lotu, z różnicą czasu dwunastu godzin, ciężko wysiada się w formie. To są te chwile kiedy łóżko i prysznic stają się utęsknieniem i pachną dobrobytem. Boazeria na ścianach, wykładzina, wszystko jakoś wolniej plus te kolorowe samoloty. Słodkie, wilgotne powietrze czuć w płucach z każdym oddechem. Leci muzyka z ukulele w tle, schodzę po stromych schodach, długie spodnie i buty zaczynają mi ciążyć. Idę po niewiadomą! i to na drugim końcu świata. We Wrocławiu z Tindera jeszcze możesz grzecznie przeprosić i się ewakuować, tu raczej takie proste to już nie będzie. Widziałem ją na zdjęciach, wiem dokładnie jak wygląda. Wiem też, że się dużo śmieje, ma maniere robienia selfie z prawej górnej strony i odkąd zacząłem z nią pisać umieram z ciekawości czy jak jej rodaczki, które widziałem w Fortalezie i Cumbuco, ma typową brazylijską pupę 😉 … mistrzu powierzchowności!
Heidi (Ejdżi), stała przy luku bagażowym w japonkach, zwiewnej sukience z odsłoniętymi ramionami. Długie, ciemne, kręcone, mokre włosy i roześmiane orzechowe oczy. Przytuliła mnie mocno, pocałowała w policzek, zawiesiła na szyi naszyjnik z łupin orzechów macadamia (hawajski symbol miłości i szacunku. Kobiety dostają kwiaty, mężczyźni orzechy) i zrozumiałem, że jestem w domu. Dobrych ludzi widać po oczach z daleka i wiesz po pierwszych sekundach, czy jesteś w odpowiednich rękach. Bez wahania wsiadłem do terenowej, srebrnej Hondy z ”Aloha i tęczą” na rejestracji i ruszyliśmy w ciemność. Lotnisko w Kahului (miastowa część Maui), jest około 10 minut jazdy od Paia (surfingowa, klimatyczna miejscowość z jednym skrzyżowaniem).
Pick up za pick up’em, każdy z paką pełną desek surfingowych. Niska zabudowa, dużo klimatycznych świateł. Jest już sporo po północy więc ludzi garstka. Drewniane kolumny, brakuje ścian i drzwi wejściowych. Duży rzutnik, na nim zawody surfingowe, hawajskie piwo i meksykańskie burritos. Wszyscy w czapkach z daszkiem, boso, w boardshortach. Zamawiamy, jemy. Przywiozłem jej polskie czekolady – zwariowała. Rozmawia się, jakbyśmy znali się dobre 200 lat. Jedźmy spać Heidi, padam!
Do Haiku (znana surfingowa wioska) jest około 20 minut drogi. Usnąłem na fotelu pasażera, ciemno, otwarte okna, w głośnikach lokalna stacja reggae (http://native925.com/ posłuchaj!) i ten słony zapach oceanu. Moja pierwsza noc, pierwsze wrażenie i mam nadzieję, że tak już zostanie na długo.
Metalowa brama, symbole trzynastu faz księżyca, cykady i obłędne gwiazdozbiory na granatowym firmemencie nieba. Dotykam drogi mlecznej przy lekkim wyciągnięciu ręki. Obłęd! Szopa z tektury, z blaszanym dachem. Jedna toaleta i prysznic na 8 osób. Nie marudzę, cieszę się, że o 2 w nocy nie ma kolejki. Łóżka piętrowe, wszyscy śpią. Dostałem pierwsze po prawej. Zasypiam padnięty i mimo, że baterie już dawno mi się skończyły, resztką sił ustalam co biega po dachu i wokół łożek.
Szczury…
Hawaii
500 lat nie było tutaj nikogo, okolice 1770 roku James Cook zacumował okręty z żeglarską śmietanką kulturalną brytyjskich jegomości i postawnowił namieszać w całej Polinezji, aż trafił na Hawaje, gdzie go finalnie zjedzono za rżnięcie wirachy. Chciałbym zwrócić Ci uwagę na to, jak ogromne jaja trzeba mieć żeby wsiąść na łódkę z bandą oprychów ze świadomościa, że tu gdzie jesteś kończy się ziemia, a przed Tobą być może jest nowy świat. Wpływ brytyjsko/europejski szybko uległ emigracji amerykańsko/azjatyckiej. Rolniczo Hawaje zawsze przodowały w tej części świata (przede wszystkim trzcina cukrowa) i były dla wszystkich punktem strategicznym. Kiedy coś komuś się narzuca, nigdy nie przychodzi to łatwo. Hawajczycy oddali wszystko, zmienili język, wiarę, zaakceptowali odgórnie narzucone zasady i podporządkowali się w pełni, kiedy ich królowa zrzekła się Królestwa Hawajskiego na rzecz zachowania pokoju. Zostawili sobie jedno, Świętego Grala sportów wodnych – surfing. Zgodnie z historią świata, byli rzekomo pierwszymi ludźmi na tej planecie, którzy wpadli na genialny pomysl łapania fal z deską. To tu Matka Natura generuje fantastyczny plac zabaw – największe fale świata – the JAWS. Do dzisiaj jest tak, że jasna skóra i włosy w wodzie nie mają łatwo, a za nie przestrzeganie surfingowej etykiety (http://www.surfinghandbook.com/knowledge/surfing-etiquette/) często dostaje się kosztowną wizytę u stomatologa.
Rano przedstawiła mnie wszystkim, zgodnie ze wcześniej ustaloną historyjką, że znamy się już kilka lat z Colorado. W innym wypadku, mój miesięczny pobyt na farmie nie był by możliwy. Z pozoru dobrzy ludzie, ale podejrzliwi i nieufni. Poznałem Jessiego, z którym dzieliłem pokój – pracuje, żeby móc polecieć ze swoją dziewczyną w góry do Patagonii. Maluje domy w zamian za nocleg, fajnie gra na gitarze i przeszkolił mnie z kokosów. Codiego z Josefiną, Megan z córką i do kompletu brakowało mi tylko właściciela – Q.
Farmę dzierżawi Q z Megan od 90 letniej Japonki. Wyremontowali ponad stuletni dom. Pięć lat temu go odkopywali. Dojście do budynku przypominało dżunglę. W gumowych kombinezonach przez rok reanimowali, dezyfenkowali zarośniętą nieruchomość. Przywrócili do życia też stodołę (w której śpię). Pozostałą część powierzchni wynajmują zewnętrznym firmom jako przestrzeń użytkową. Na pozostałej hodują warzywa, owoce, z których część widzę pierwszy raz. Sami zamieszkali w przyczepie w lesie.
It is all good here – Maui, Hawaii
Wysp na Hawajach jest kilka i każda z nich jest inna. Bałem się trochę dużych hoteli, białych wielkich spasionych Amerykanów i plastikowych kubków ze słomką. Jest takie miejsce na ziemi gdzie obcy ludzie przytulają się w sklepie, gdzie każdy z każdym rozmawia, a sex jest po prostu formą wymiany energii pomiędzy ludźmi. Miejsce gdzie kontrastują ze sobą potężne pickup’y i stare hipisowskie ogórki (VW T1). Desek surfingowych jest więcej niż ludzi, a ładnych tyłeczków, które zobaczyłem już pierwszego dnia, nawet nie potrafię policzyć. Często słyszę, że to Arka Noego 21 wieku. Samowystarczalne miejsce na ziemi, naturalna piramida, daleko od wszystkich problemów. Oaza spokoju, która przyciąga cudownych ludzi. Daleko od całego zła. Tu nikt się nigdzie nie śpieszy, a ludzie puszczają się na skrzyżowaniach pokazując sobie Aloha.
Aloha było mi znane z samego gestu. Nie rozumiałem długo jego znaczenia. Jak mogę Ci życzyć Ci czegoś wyjątkowego w Twoim życiu, to życzę Ci doświadczenia stanu aloha. Bezinteresownej serdeczności, uprzejmości, dobroci człowieka dla człowieka. Jak się do kogoś przysiadasz w knajpie to na 90% spędzisz z nim resztę swojego dnia.
To tu na żywo widzisz twarze z filmów sportów akcji, jak Robbie Naish, Pete Cabrinha (żyjące legendy sportów wodnych, ich nazwiskami są sygnowane dwa potężne brandy: NAISH i CABRINHA). To tu w małym surfingowym Haiku założono firmę Dakine, bo tu urodził się wind i kitesurfing w znanej nam dzisiaj formie.
Mekka sportów wodnych i doświadczania fali w każdej postaci. Przez Hawajczyków pobliski wulkan (Haleakala) nazywany Domem Słońca. Jest czakrą serca ziemii, miejscem z najlepszą energią na całej planecie. Amerykanie coś wiedzą, bo na szczycie tego samego wulkanu wojsko ma swoją niedostępna dla obywateli bazę, w której ponoć testowna jest nowa technologia sterowania pogodą (HARP). Tu mieszka Jim Carrey i biznesmeni z Dubaju, którzy przez całe życie zarabiali pieniądze, a teraz chcą chodzić boso. Są też ludzie, którzy przez 10 lat szwędali się boso po świecie i nic nie zarabiali, a tu odnaleźli swój dom. Mieszanka kulturowa całego globu na jednej małej wyspie potocznie nazywanej rajem, z otwartym sercem dla wszystkich. Prócz surferów.
Takie właśnie jest Maui i to tyle słowem wstępu.
Jak sporty wodne są Ci bliskie, to o Hookipie muuuusiałeś słyszeć. To tu wszystko się urodziło i to tu każde kolejne pokolenie przepycha daną dyscyplinę o level wyżej. Dobrze się składa, bo dzisiaj są zawody i romans z Maui zacznę od solidnej dawki wave.
.
Be Love – Aloha
Gdyby rodzice nadal aranżowali małżeństwa, dawno miałbym to za sobą, plus jeszcze pewnie fajnych teściów. Dzisiaj jest inaczej, rolę rodziców przejął internet, a miłość z założenia miała być taka sama od wieków, bo kocha się za nic. Nie istnieje żaden powód do miłości, a najważniejsze spotkania odbywają się w duszy na dłuuuugo przed tym, nim spotkają się ciała 🙂 Ładnie brzmi, prawda? Taką bezinteresowną miłość potrafi zrozumieć tylko rodzic do swojego dziecka. Na Hawajach mówi się o miłości, że jest najpotężniejszą siłą we wszechświecie, tak namacalną i rzeczywistą jak grawitacja. Nie ma początku ani końca i kiedy nie ma się już nic do stracenia, dostaje się wtedy wszystko!
Rebeccę poznałem chwilę po tym jak Heidi zaproponowała mi nocleg (ach te podboje Tinderowe). Głupio było mi się wykręcać, a że chciała pomóc, poprosiłem o pomoc w wypożyczeniu samochodu – załatwiła pick up’a. Szczerze nie mogłem doczekać się tego spotkania i w czasie całego dnia na Hookipie błądziłem myślami kiedy w końcu nastanie wieczór.
Przyjechała o 22. Wysiadła boso w zwiewnej sukience, przytuliła i cmoknęła mi głośno w ucho. Niebieskooka białogłowa ze ślicznymi zębami. Ładnie mówi i dużo wie o energii. Za sam akcent jestem w stanie ją pokochać. Trochę czarownica, ale fajna! Zabrała nas do siebie, do domku na drzewie. Mały, drewniany z antresolą i lampkami z choinki na suficie. Odpaliła świeczki, zrobiła czekoladową herbatę i kazała mi potrzymać karty…
Patrzyłeś kiedyś pierwszy raz w oczy kobiecie i wiedziałeś, że znasz ją zdecydowanie dłużej niż tylko to wcielenie? Że w środku czujesz, że spotkały się stęsknione dusze?
To był mój drugi wieczór na Maui, a czułem to w każdej komórce swojego ciała i dobrze wiedziałem, że miesiąc na który tu przyjechałem będzie zdecydowanie za krótki.
Dante Alighieri ujął to krótko : “Remember tonight… for it is the beginning of always”.
Codzienność się rozpędza i nabiera tempa, spędzamy ze sobą dużo czasu. Jechaliśmy nocą, śpiewa głośno, okna otwarte, rozwiane blond loki. Zaczarowany siedzę. Jest mi tak dobrze, że wszystko obojętnieje, rozwaliłaby auto dwa razy po drodze i kompletnie mi to nie przeszkadzało. Nawet nie zapiąłem pasa. Zabrała nas na wschód słónca, na pobliski wulkan Haleakala. Ten sam pomysł miało też chyba całe San Francisco bo obudziłem się na Marsie otoczny przez miliony. Rebecca!
Chodzi boso, bez stanika. Zaczyna się dla mnie malować. Hippis 😛
Zauraczam się historiami o życiu, blond kręconymi włosami, wspólnym siedzeniem na chodnikach albo pace pick up’a. Nie moge przestać słuchać kiedy śpiewa:
Heidi zrozumiała, zaczęliśmy budować naszą przyjaźń. Dniami gubiłem się z nią odkrywając Maui, wieczorami zasypiałem u Rebecci.
Wyspa jest bardzo zróżnicowana. Obłędny las deszczowy z niezliczoną ilością pięknych wodospadów. Jest pustynia i krajobraz przeniesiony dosłownie z Marsa. Jest krater wulkanu, luksusowe posiadłości z równo przyciętymi trawnikami i palmami. Rancza z kowbojami i stadami koni wypasanami na olbrzymich, soczysto zielonych trawiastych łąkach.
Są plaże z czarnym, czerwonym, białym piaskiem. Woda jest turkusowa – wszędzie! Są urwane skaliste wysokie ściany, na które wdziera się ocean przypominające mi koniec Europy w Peniche. Strome zielone zbocza i góry nad którymi latają wycieczki helikopterowe. Są wioski surfingowe i luksusowe resorty z grubymi Amerykanami. Co 20 km jest zupełnie inny krajobraz, zupełnie inna wyspa, inni ludzie. Niesamowite!
Nie wierzysz? To patrz!
HIKES / TRAILS
Fale, falami. Są dni kiedy nie wieje i wtedy do gry wchodzą “hajki”. Jest też absolutne królestwo driftingowego touge – Road to Hana. 64 mile z 620 zakrętami… i wszystkie fajne smaczki są właśnie wzdłuż tej drogi 🙂
Przeszedłem dzisiaj przez las bambusowy. W życiu nie dotykałem takich drzew. Cieńkie, długie, w środku puste, a takie wytrzymałe. Zakochałem się w dźwięku kiedy zaczyna wiać. Wodospady są absolutnie wszędzie. Pierwszy strumień, który zobaczysz. Idź! Na 99% zaprowadzi Cię do czegoś wyjątkowego. Często idzie się wąską, błotnistą ścieżką. Wzdłuż rzeki. W pewnym momencie ścieżka się urywa i trzeba płynąć pomiędzy skałami. Coś jak czeskie Skalne Miasto, tyle że pływa się wpław w górę rzeki. A później otwiera się góra, z której leci woda. Obłęd jaka piękna jest tutaj Matka Natura. Jak te wodospady zagłuszają myśli, a otaczające zapachy dosłownie dotykają. Wszystko mnie zachwyca i czuję się jak dzieciak za każdym razem odkrywający coś nowego. Poskakałem z Maorysami z wodospadów, przeszedłem jaskinie z lawy. Codziennie coś, gdzieś, z kimś nowym.
Zabieram autostopowicza i słyszę historię, że złodziej ukradł mu plecak. Oddał na policję, bo wziął sobie tylko maszynkę do golenia i jedzenie. Policja w formie przeprosin postawiła mu lunch…Jak widzisz dużo zaparkowanych samochodów na poboczu i samych grubasów, to nic z tego nie będzie. Są to miejsca pod turystów. Grzeczne, równe, eleganckie. Na Hawajach trzeba się pobrudzić. Max dwa auta z boku i ludzie po kolana w błocie. Najlepiej jak wisi jeszcze tablica “zagrożenie życia” lub “zakaz wstępu” wtedy wiesz, że na pewno będzie dobrze. Muszą zniechęcać potencjalnych ciekawskich, bo w ciągu sezonu przewija się tu 3 miliony ludzi.
Commando hike
Dotykałem aksamitną trawę, która jak muśniesz, zamyka się myśląc, że łapie owada. Na Commando Hike czekałem od listopada. W końcu w lutym się udało. Poszedłem kiedyś sam, po tym jak zobaczyłem tutorial na YouTubie. Przy pierwszym małym wodospadzie zawróciłem.
Z Timmem umówiliśmy się chwilę przed południem. Zaparkowaliśmy pick up’a na zbitych szkłach czyjegoś wczorajszego smutku (namiętnie okradają auta z wypożyczalni) przy metalowej bramie ze zniechęcającym komunikatem. Przejeżdżając autem, zobaczyła nas przeskakujących przez ogrodzenie. Zatrąbiła, machnęła, a Timm krzyknął : Britney! Przebierała się szybciej niż Catrina wybrzeże, twierdząc, że takich okazji na Commando się nie marnuje. 24 lata, ładny biust, zęby i chęci siadania swojemu chłopakowi na twarzy – definicja altruizmu 🙂 !
Masa śmiechu, ironii i sarkazmu. Dobry dzień!
Zaczęliśmy od przepłynięcia jeziora, później strumień, wodospad, połamane drzewa, wiszące drzewa – małpi gaj gałęzi i w końcu jaskinia po lawie. Ciemno, ślisko. Wchodził pierwszy, odjechała noga, a stojąc pod nim zrozumiałem, że kawał chłopa. W jaskini nie widać nic. Czołówka raczy sobie żartować ilością produkowanego światła.
Kiedy kończyliśmy się drapać, zapytałem Tima czy przypadkiem nie żartuje, że jest to dobry kierunek. Potężna jaskinia zastygłej lawy. Na jej końcu mały otwór, z którego wypływa woda z górnych wodospadów. Wystarczy godzinny nagły deszcz i tak właśnie wygląda większa trumna. Ciężkie jest pokonywanie strachu, a Timm zrobił z tego swoje hobby. Woda pochłonęła słowa, a ja zacząłem zagadywać ciszę bo nie lubię chodzić na kompromisy z samym sobą, zwłaszcza używając słabego alibi: że wszyscy tak robią. Przyznaję się bez bicia, podobnie jak wszyscy – chciałem zawrócić.
Lekki strach, a później wodospad za wodospadem, wodospadem pogania. Pięęęęknie !!!
JESSE
Lubie iść z Jessiem gdzies przed siebie w góry, bo wiem, że z głodu na pewno nigdy nie zginę. Nie bierzemy plecaków, bo wszystko znajduje cwaniaczek po drodze. Woda jest tak czysta, że spokojnie pije się ją ze strumienia, a na drzewach rosną owoce, których gdyby on nie próbował pierwszy w życiu bym nie uwierzył, że są jadalne. Są nawet takie małe ziarna (wyglądają jak nasza dzika róża), które zmieniają smak z kwaśnego w słodki! Któregoś dnia nauczył mnie otwierać kokosy. Od tamtej pory piję je codziennie. Młode nie mają miąższu – za to bywają słodkie. Stare mają dużo mięsa, a mało soku i słodkie już raczej nie są. Zupełnie jak koleżanki po 30stce.
Jesse, Christian i dwie koleżanki
boso, w błocie po kolana
ruszyliśmy w dżunglę
żeby dojść do jaskini podwodnej przy ocenie
był sztorm
ilość wody wpompowywana do tej jaskini ciężka jest nawet do opisania
natychmiast dostaje się od głowy zestaw do obsługi rzeczywistości
z którego niestety nie skorzystałem
wskoczyłem
jako trzeci
zupełnie niepotrzebnie
przecież chodzi o to, żeby płynąć z prądem swoich przekonań, a nie prądem cudzych oczekiwań
potężne fale wpychały do środka jaskini tony wody
a prąd wyciągał w ocean
głowę wciąga Ci w pianę, w której nie możesz oddychać, a nogi pod wodą zabiera w głębie
odległa bliskość pobliskich skał…zaczyna się wtedy o nich marzyć
bardzo docenia się życie w takich momentach
drugi raz na pewno tam nie wejdę
a opis sobie daruję, żeby mama nie dostała zawału
.
Wulkan Haleakala
Mars! Ciepło, sucho, wietrznie. Same kratery wygasłych wulkanów. Przeszliśmy zaledwie jedną pięćdziesiątą całości, a zajęło nam to cały dzień. Jest tam kilka kabin, w których można spędzić noc, rezerwując je z miesięcznym wyprzedzeniem.
Niebo na Hawajach jest takie, że za każdym razem kiedy wychodzę w nocy siku (pół roku sikania pod drzewem 🙂 ), to szeroko otwiera mi się szczęka. Niebo się dotyka!!!
.
.
WIELORYBY
Ma 27 lat i około metr więcej niż ja. Ma też najdłuższe stopy jakie widziałem. Dobrze, bo zabiera ludzi łódką na wieloryby i często nurkuje. Timm jest specem od wielorybów. Historię zaczął od tego, że przy każdym nurkowaniu ich “śpiew” wibruje w Twoim ciele, że słychać go z daleka pod wodą i jest czymś absolutnie wyjątkowym. Ogonem o taflę wody biją tylko panie, robią tak by zaprosić panów z okolicy na wspólną podwodną yogę i przytulanki. Przypływają wszyscy, to akurat normalne. I leją się po łbach też wszyscy. Jak wszędzie. Wyskakują z wody zawsze samce, jak konkurują o względy, to lądują jeden na drugim. Wagowo piórka nie są więc jest często sporo krwi. To potrafi trwać dziesiątki minut. Jak się towarzystwo zmęczy, odpoczywa pływając w kółko. Oczywiście nie spuszczając pani z oka. Jak dychną, znowu skaczą i walą się po łbach. Trochę głupiego robota, bo po tych walkach wspomniana wcześniej samica i tak współżyje z każdym z nich. I nieważne czy wygrany, przegrany czy tylko kibicował… 😛 !
Minęło kilka tygodni, na łódkę z Timm’em przestało mnie korcić, bo to jednak trochę za daleko do bezpośredniego kontaktu. Sobotni wschód słońca, koguty dają w palnik od samego rana. Włączyłem telefon i odpisałem na wiadomości. Była też jedna od Kupono (lokalny wyjadacz kajciarz z superanckim poczuciem humoru). Lubię jak do mnie mówi, bo mało rozumiem. Jak pisze, nie rozumiem już w ogóle nic więc podziękowałem mu ostatnio, że podciąga mnie ze slangu, bo cały czas uczę się czegoś nowego (przykłady w linku poniżej).
https://www.facebook.com/andrew.bumatai/videos/1497385920562459/?fref=mentions
Dzisiaj zabłysnął długością sms’a : “what doin?” – więc odpisałem, że może w końcu odpalimy deski i wieloryby? “Zjem szybko śniadanie i jestem ready, 8 rano pod marketem, pasi?” Do tego upiekł wieczorem ciastka, amerykańskie mięciutkie cookies z wielkimi kawałkami czekolady. Plaż jest tu masa, my szukaliśmy plaży babci – tak się dokładnie nazywa. Ma piękne stare wyschnięte drzewa przy samym brzegu. Jedna deska i jeden kajak. Papier, nożyczki, kamień standardowo rozwiązuje wszystko i “wylosowałem” SUP (stand up paddle board), czyli stojąc na desce, wiosłuje się długim wiosłem – niezłe ćwiczenie na core i górną część ciała. Kupono (do dzisiaj mu nie powiedziałem, że jego imię kojarzy mi się z tym czym Tobie) usiadł wygodnie w kajaku i wypłynęliśmy w ocean… W kajaku mniej buja, jest wygodniej, szybciej, łatwiej i “gorzej” opala :). Daleko na horyzoncie widzieliśmy łódki z Timm’em i turystami, które pływają na tzw. “whale watching” więc kierunek był oczywisty. Niestety dobry kawał od brzegu.
Po drodze minęliśmy jednego gościa na desce z wiosłem, zapytałem czy jest jakaś sztuczka magiczka, żeby je na pewno zobaczyć? “Nie ma reguły, trzeba mieć trochę szczęścia, być cicho, spokojnie i przede wszystkim mieć pozytywne myśli, bo dobre myśli to jest to co przyciąga je najszybciej. Omijajcie chłopaki łódki z turystami, bo to tylko je odstrasza. Bądźcie cierpliwi i czekajcie, pojawią się same”. Wiedziałem już, że kawał pedałowania jeszcze przed nami. Dobry prąd (wyciągający w ocean) trochę ułatwiał nam życie. Parę machnięć wiosłem i byliśmy coraz dalej, dalej i dalej… W końcu zobaczyłem ogony przed dziobem deski i cieszyłem się jak dzieciak.
Woda jest tak granatowa, że nie widać nic. Jest tak głęboko, że naprawdę nie widać NIC. Biorą kilka oddechów, chwilę są na powierzchni, jak widać płetwę ogonową, to właśnie nurkują i widzimy się za dobre 15 może 20 minut. Mięliśmy kilka sprintów, trochę je poganialiśmy, to tu, to tam. Wszystkie zdecydowanie bliżej niż z łódki, ale w naszym hawajsko/polskim myśleniu nadal za daleko. Minęły ze 3h, wiatr dołożył swoje. Przestaliśmy wiosłować, wywiało nas dalej. Tłumaczyliśmy sobie, że to tylko dobrze, bo na pewno jest ich dużo i gdzieś się pojawią.
Trzy metry przed dziobem mojej deski pojawił się początek głowy wieloryba. Uczucie jest takie, że cieszyłem się i martwiłem jednocześnie. Modliłem się też ekspresowo, żeby to nie był chłopak i żeby było bez popisów, a jak już mają być popisy, to chociaż żeby zauważył mnie przy skokach na tej małej deseczce, i ominął przy lądowaniu! Trafiłem mamę 🙂 Wynurzyła się tuż przed dziobem mojej deski. Mógłbym rżnąć wirachę jak James Cook zdobywając Hawaje, ale przyznaje się od razu, że nogi robią się miękkie i zaczyna się żałować, że jest się na kursie kolizyjnym, tym bardziej, że oczy mają z boku więc spostrzegawczość nie jest pewnie ich mocną stroną. Kucnąłem z wrażenia, zablokowałem wiosło. Ubrałem maskę, dałem sobie spokój z płetwami bo czasami te piękne chwile są za krótkie i wskoczyłem… 🙂 🙂 🙂
Mama, małolat i tato parę pięter niżej.
CUUUUUUUUDOOOO !!!
Jak mali jesteśmy i jak mało o nich wiemy! Wróciłem na deskę i zaczęliśmy z Kupono rozmawiać. One deski z dołu traktują jak młode wieloryby więc matki czasami “zainsteresują się” i wypływają na powierzchnię przyjrzeć się czy wszystko gra – tak mi tłumaczył. Poniżej samicy i młodego nie płynie tato, tylko bodyguard, bo tato jak przeczytałe/aś kilka linijek wyżej, po podejściu mamusi, jest raczej ciężki do ustalenia. Niesamowite są bez dwóch zdań, bo woda jest tak granatowa, że nie widać nic, a potrafią nawigacyjnie zorientować się: Alaska, Hawaje, Japonia, Nowa Zelandia – i zasuwają te długie trasy rok w rok. Kiedy chłopaki wyskakują z wody, robi ogromne wrażenie. Dorosły samiec potrzebuje tylko dwóch machnięć płetwą ogonową żeby wystrzelić swoje całe ciało ponad powierzchnię wody. Lądując w wodzie tworzy się fala uderzeniowa, która dociera do całej konkurencji z czystym komunikatem o dominacji.
Już mieliśmy wracać, piękny dzień. Zacząłem dziękować za dzisiaj i było mi tak dobrze w duszy, i w myślach, że powiniennem przyciągnąć całe stado wielorybów na mizianki, a za kajakiem Kupono wynurzyła się ostra, trójkątna płetwa. Przetarłem oczy, myśląc, że już starczy słońca na dzisiaj bo dziwne rzeczy widzę więc poprosiłem mojego hawajskiego kolegę, żeby rzucił okiem czy faktycznie jest jak myślę i czy jesteśmy aż w takiej dupie, czy może jeszcze coś z tego będzie? Odwrócił się, zaniemówił, a płetwa w wodzie zaczęła patrol. Witamy w miejscu, w którym nie ma nic, prócz prawdy. Dostrzegłem rysy na murach swojego wychowania, a spoczywające na nich belkowanie odwagi zaczęło mocno skrzypieć i jęczeć uginając się pod ciężarem aktualnej sytuacji. Pierwsze kółko, szeroki promień. Drugie kółko, zdecydowanie mniejszy promień. W nosie miałem maskę, GoPro, mógłbym to wszystko wyrzucić do wody i zacząć po prostu po niej biec do brzegu. W brzuchu miałem pożar, a nogi odpaliły disco. Usiadłem (jak wali z dołu, ciężej zrzucić z deski siedząc niż stojąc – normalna sprawa). Kupono zgubił luz i uśmiech, i wtedy rozpędził się pociąg moich myśli, a płetwa zniknęła. Na chwilę… Zamiast beztrosko objadać się życiem wśród ciepłych spódnic moich dolnośląskich koleżanek, odrabiałem dzisiaj lekcję z definicji strachu i bezradności. Wyłoniły się zaraz dwie kolejne płetwy więc (tu chciałbym sobie przekląć) w siusiaka daleko od brzegu opływały nas trzy ostre, wielkie trójkąty. Przy samym wybrzeżu w Jastarni czuć było chyba smród naszego przerażenia. Złorzeczyłem swojej przeklętej ciekawości, która nas tu przygnała. Baaaardzo solidny zastrzyk adrenaliny, nad którym się nie panuje. Jak każdy sport extremalny, który wymaga max koncentracji i wynik danych poczynań zależy w dużej mierze od Ciebie, tak tu nie ma się kompletnie na to wpływu. Najgorsze, że nie ma się wpływu na swoje życie. Okrutnie przerażająca chwila i zdałem sobie sprawę, że gdybym nie przestawił sobie doby, to cała deska była by teraz solidnie uświniona!!!! Nadleciał czerwony helicopter straży przybrzeżnej. Chłopaki zauważyli co się dzieje i zaczęli latać nad nami w kółko. Z góry wyglądało to pewnie gorzej niż z naszej perspektywy bo widzieli całe ryby, a nie tylko płetwy. Pytam mojego hawajskiego kolegę co się teraz robi? On na to, ze nie wie, bo nigdy w życiu nie był w takiej sytuacji… Najważniejsze! to nie dać się zastraszyć, bo te cwane bestie wyczuwają emocje ofiary więc z założenia jak paradoksalnie by to nie brzmiało, trzeba się wyluzować i rżnąć twardzieli… Helikopter obniżył lot, woda zaczęła pryskać od podmuchu łopat, z megafonu usłyszeliśmy radosne: wtf boys! Taki byłem twardy, że do samego brzegu wiosłowałem na siedząco i nawet nie dopuściłem do głowy myśli, że mam wstać 😛
Na koniec powiedziałem Kupono dziękuję, że jest taki walnięty, bo sam bym w życiu tego nie zrobił, skwitował krótko : “też Ci dziękuje bro, bo ja też nie” 🙂
Odpaliliśmy ciastka, posprzątaliśmy plażę, potrąbiliśmy na dziewczyny (jedyna osoba, która to tutaj robi prócz mnie), zjedliśmy rybę z grilla, on wylądował na hamaku, ja na driftowozach. Co za dzień! Spontaniczne soboty z Kupono, a chciałem zrobić pranie, poczytać książkę w hamaku – jutro na pewno wyłączę telefon.
.
.
REKINY
Maui jest najbardziej sharkogennym miejscem na świecie. W Kihei rekiny dosłownie pływają w porcie. Są to najlepsze drapieżniki na świecie i jak chcą Cię zjeść, to Cię zjedzą i tak. Każda próba ucieczki, wybuch paniki jest zaproszeniem do przekąski. Często ugryzienie jest ugryzieniem testowym, żeby spróbować co to za wynalazek pływa po powierzchni. Jak widzisz rekina to jesteś “bezpieczny” bo masz 50% szans, on póki co zainteresował się i sprawdza. Gorzej jak go nie widzisz, bo wtedy poluje i nie sprawdza, a jest zdecydowany.
Jak go nie widzisz to wygląda często w ostatniej chwili tak:
Szybko nauczyłem się rozróżniać napastników. Czarny albo biały czubek płetwy grzbietowej = duże szanse na wyjście z wody w jednym kawałku. Pręgi tygrysie na ogonie, agresywne skurczybyki, które solidnie mogą Cię przetarabanić. Srebrna duża płetwa – żarłacze białe – opis jest zbędny bo i tak jest już po temacie.
Rekiny bardzo lubią żółwie wodne i na nie najczęściej polują. Żółwie są na każdym fajnym surfingowym spocie. Tym samym są tam rekiny. Z żółwiami też ostrożnie! Nie wolno ich łapać za kark, bo chowają głowę, wciągając twoją rękę pod skorupę i całego Ciebie pod wodę. A zakładam się o co chcesz, że dłużej wstrzymują oddech! 😛
Żółwie bardzo lubią meduzy, często mylą je z plastikowymi siatkami. Wtedy nie dojada ich już nawet rekin. Pomyśl o tym następnym razem jak na zakupach weźmiesz kolejna plastikową reklamówkę.
Kiedyś pomagałem znieść ze szkółki sprzęt Gerrardowi, w ciężarówce zobaczyłem foil’a (deska z długim statecznikiem, zakończona czymś ala małymi skrzydełkami), bajer polega na tym, że w czasie płynięcia całość wychodzi nad wodę i unosi się lewitując. Ponoć bardzo przyjemne. Słyszałem, że z dołu te skrzydełka, które zostają w wodzie wyglądają jak szybka, mała ryba – wyjątkowo atrakcyjna zabawa dla rekinów… Zaniemówił na chwilę, wziął głęboki oddech:
- “Płynę kiedyś, tam daleko w zatokę za rafę i nagle poczułem mocne uderzenie, wpadłem do wody, a obok mnie rekin młot”
- i co zrobiłeś?
- “po tym jak się zesrałem, złapałem deskę, popłakałem się bo nie mogłem wystartować, tak się trząsłem”
I tak tu jest, rekiny są częścią tego cudownego oceanu i częścią każdej formy łapania fali. Wejście do wody równoznaczne jest z zaakceptowaniem faktu możliwości utraty kończyny w najlepszym wypadku. Często widzę ludzi jak zaraz przed zamoczeniem stopy wykonują znak krzyża. Lubię swój święty spokój więc jak tylko się dowiedziałem, że istnieje, kupiłem opaskę magnetyczną odstraszająca tych cwaniaków. Opaska nieśmiertelności za 60 dolców, ha!
- ej Kupono jakie mam mieć do tego podejście?
- Let’s start living dangerously 🙂
.
http://mauinow.com/2016/11/14/shark-attack-kamaole-closed-while-crews-monitor-the-area/
http://www.surfingmagazine.com/news/real-story-hookipa-shark-attack/#wlsTdMmIzkIDt0dF.97
a dla kontrastu, że wcale nie musi być tak agresywnie:
.
.
DUCHOWOŚĆ
Umówmy się, że to co przeczytasz poniżej niekoniecznie jest prawdą. Ja niekoniecznie w to wierzę, a w życiu koniecznie warto mieć kilka perspektyw. Pomagają wyrobić własne zdanie na dowolny temat. A warto żebyś to zdanie miał. Jeszcze lepiej, kiedy doświadczasz i stajesz się praktykiem, a nie tylko teoretykiem i kiedy pozwalasz innym mówić, dostajesz od losu szansę dowiedzenia się czegoś nowego, a nie tylko powtarzania na głos tego co już wiesz.
Jeżeli założymy, że budzimy się, idziemy do pracy, ścieramy z codziennością, wracamy do domu, jemy, uprawiamy sex (bądź nie) i śpimy, to to wszystko wydaje się zbyt błahe, bezsensowne i zwykłe. Jeśli do całości dołożymy niekoniecznie dobrze wybranego partnera życiowego, wspólną hipotekę i ewentualny rozwód to mamy definicję “samobójstwa”.
Zdarza mi się spotkać w życiu “dziwnych” ludzi, którzy wskazują kierunek, odkrywają kolejne karty o nas, tej planecie, sensie i celu. Później o nich zapominam i za jakiś czas, trafiam ponownie kolejnego “przypominacza” w innej części świata. Nie wszystkim wierzę, bo lubię poddawać życie w wątpliwość, a zwłaszcza czyjeś opinie, tym bardziej kiedy pakują moje ego na księżyc mówiąc, że mam coś cennego, czego nie rozwijam.
Apropos wiary, religia jest przecież elementem wymyślonym przez człowieka. Przez ludzi kontrolujących ludzi. Przez zwyczaje narzucone odgórnie młodszym przez starszych. Jest kanonem, sposobem myślenia, przyczyną wojen i śmierci. Byłem kiedyś w kościele ewangelickim na koncercie chóru (Urodziny Bacha). Słuchałem tego co mówił kapłan o śmierci Jezusa i napisałem mamie sms’a:
- “Myślisz, że kochający Bóg faktycznie mógł poświęcić swojego syna?”
- “Taki jest przekaz historyczny, a to znaczy ludzki, czyli niewiadomo czy prawdziwy. Wierzę, że Bóg jest miłością i nie mógłby tego zrobić. Życie to prawo przyczyny i skutku. Każda religia ze swoimi strukturami, to dyskusyjny pozytyw. Matka Natura, wszechświat, dobro – to jest to. Na świecie powinna być jedna religia! Religia dobrych ludzi.” 🙂
To jest naklejką, którą często widzę na pakach hawajskich pick up’ów.
Zastanawiałeś się kiedyś jaki jest cel życia? Po co tu jesteśmy i dokąd zmierzamy? To że dusza ma masę jest udowodnione i nie podlega wątpliwości, si ? si ! Opakowana jest w ciało, umysł i emocje.
PONOĆ !
Każde nasze wcielenie planowane jest przez nas samych. Sami to ustalamy, wybieramy miejsca, ludzi i okoliczności. Wybór rodziców jest wyborem świadomym. Relacje międzyludzkie w wędrówce dusz, istnieją w różnych karmicznych zależnościach. Czyli przykładowo w poprzednim życiu mogłeś być mamą swojej mamy. Wybór zawsze jest nam dany, a wolna wola szanowana w każdym wymiarze wszechświata (tych wymiarów też jest kilka). Nieważne czy wybierzemy bycie Samurajem w Japonii, czy górnikiem w Wałbrzychu – bo lekcje i puenty życia mogą być dla duszy identyczne. Nie ma znaczenia co dzieje się w Twoim życiu i jak ciężkie jest momentami. Znaczenie ma jak na to wszystko zareagujesz. Nie ma też ogólnie pojętego dobra i zła (w co ciężko mi uwierzyć). To wszystko co nas w życiu spotyka, to po prostu doświadczenia. Te wzbogacają nas jako byty i umożliwiają “poprawę” w kolejnych wcieleniach. Karma jest i ma się dobrze, o Hawajach mówi się “instant karma” – momentalnie co dajesz, to wraca, a magiczne Maui potęguje wszystkie Twoje cechy.
Abstrakcja?
To słuchaj dalej 🙂
Umysł generuje rzeczywistość, to co widzisz, to jak żyjesz, jest tylko i wyłącznie Twoją projekcją. I jakby wariacko to nie brzmiało, jest udowodnione, przez fizykę kwantową, co robi obserwowany/nieobserwowany elektron. Z atomów składa się wszystko co Cię w tej chwili otacza.
Żyjesz i jesteś tym co myślisz i to jest najważniejsze o czym musisz pamiętać.
Bóg? Siła stwórcza? Wszechświat? A może po prostu Matka Natura?
Na Hawajach pięknie mówi się o odwiecznej miłości Ojca Słońca do Matki Ziemi. Ziemia nazywana jest Gaia (Gają) – żywym organizmem, perfekcyjnym w każdym calu – Boska Proporcja we wszystkim. Jak to mawiał Dante – “Nature is the art of God.”
“You must go on wild adventures that embrace the unkown… to find out where you truly belong. From there you must find the space and take the time you need to see the world from a new perspecive, the space to create the images of ur wildest dreams, the space to breath” – tak mi tłukła do głowy Rebecca.
Woda ma pamięć i reaguje na Twoją intencję / myśl. Przykład? Naukowcy “napromieniowali” muzyką miski z wodą dla spragnionych psów. Było wszystko, od klasycznej, przez pop/rap, na metalu kończąc. Później obejrzeli cząsteczki wody pod mikroskopem. Metal był ostry i chaotyczny. Klasyczna okrągła i spokojna. Wszystkie wpuszczone do pomieszczenia psy, wybierały tą samą, jedną miskę… Ogromne znaczenie ma z kim przebywasz, czego słuchasz, kto i co Ci wysyła, lub co wysyłasz sobie sam, (bo nie wierze, że sam z sobą nie gadasz). Nasze ciała (najpiękniejsze boskie narzędzie jakie nam dano) są w większości wodą… Myśl jest potęgą!
Buddha mówił:
- what you think, you become
- what you feel, you attract
- what you imagine, you create
.
Czas jaki jest nam dany na tej planecie, jest celowo ograniczony. Ziemia przez dusze traktowana jest jako najlepszy “poligon szkoleniowy”, gdzie w relatywnie krótkim odstępie czasu, można doświadczyć możliwie najwięcej: miłości, nienawiści, radości, smutku, zaangażowania, lenistwa, dobra, zła, samotności, wspólnoty, szczęścia, tragedii, spełnienia, żalu, itd, itd. Średnio każdy z nas wciela się około 400 razy i każdą lekcję przerabia tak długo, aż jej nie zaliczy. Dobre/złe doświadczenia w Twoim życiu, zależą tylko i wyłącznie od tego ile poświęcisz im energii.
Na Maui słychać często “no judgment”. Nie ocenianie nie jest prostą sprawą i warto pamiętać, że każdy z nas toczy swoją walkę, z samym sobą. Oceny obniżają naszą wibrację. Nie ma znaczenia co robisz dla siebie! Znaczenie ma co robisz dla innych.
To tak w telegraficznym skrócie, zbiorczo w kilku paragrafach o tym, o czym słuchałem dzień w dzień przez pół roku swojego życia na Pacyfiku.
Lecąc na Hawaje obiecałem sobie jedną rzecz. Akceptacja tego co przyniesie życie. Bardzo chciałbym tego nie robić, ale zawsze oceniam ludzi. Kiedy zobaczyłem go pierwszy raz, byłem przerażony bo ciągle się drapał, a wiedziałem, że szuka spania i pewnie wyląduje z nami na farmie. Później śmierdział tak, że czułem go dwie posiadłości dalej. Żeby było śmieszniej, zacząłem kichać bo wmówiłem sobie, że mam na niego alergię. Obudziłem się, a on grał na gitarze. Zaczął dzień od medytacji, a później grał. Grał tak, że polubiłem go od razu – witaj Seth! W stopniu nielubienia i (moich) problemów z akceptacją, Seth ma oczywiście pierwsze miejsce i stoi dumnie na podium, ale czasami zastanawiam się czy nie powinien być tam exqeuo z Davidem. Najlepsze! David ma na nazwisko Verga, co po hiszpańsku znaczy po prostu ”kutas” i tłumaczy wszystko. Wczoraj był dzień absencji. Większa część chłopaków rozłożona, nie pracowała więc miałem wątpliwą przyjemność spędzenia całego dnia z Davidem. On wie jak jest, także gadam z nim na ręce. Zakładam duże słuchawki (robotnicze na hałas) i każdą szansę na interakcję, kwituję krótko: nie słyszę gościu, sorry. Ale ! W samochodzie w słuchawkach nie wypada już jeździć… wracaliśmy, włączył swoją muzykę. Kiedy ciągniemy ścięte drzewo, on łazi ciągle do ciężarówki po telefon. Myślałem, że albo przemęczony i udawane przerwy albo kwitnie uczucie. Myliłem się, on ciągnąc drzewo układa w głowie wersy swoich piosenek, a że myśl ulotną jest, idzie ją zapisać w telefonie. Później wraca do domu, bierze jakiś instrument (gra na wszystkim) i nagrywa. W aucie puścił siebie i śpiewał w tym samym czasie. Ale extra jest David, co? Jaki jestem dupek! Co oczywiście nie zmienia faktu, że Seth pierwszy, David drugi. Jadę po puchary 😛 ! To tak żeby nie było, że Hawaje to sam kolor, dobro i radość! Idę na łatwiznę, tłumacząc (sam sobie) swoją powolną duchową ewolucję, mądrością Denniego Merzel’a: ”Nie da sie przyspieszyć biegu rzeki lub wschodu słońca, ani sprawić, żeby drzewa rosły szybciej niż rosną. Wszystko wydarza się wtedy gdy jest na to gotowe”.
May all the beings be loved and happy.
Dużo jest na Maui ludzi uduchowionych. Kościoły przeplatają się ze świątyniami zen, pełno jest medytacji, jogii, uzdrowicieli. Coś jak w 1224 roku w Bizancjum, gdzie przeplatali się wyznawcy: Buddy, parsów, koptów, kacerskich manichejczyków, patarenów, bogomolców, ortodoksyjnych jakobitów, andreanów, jowianów, żydów, braminów, szamanów, tańczących derwiszów, zaklinających węże fakirów, obracających młynkami modlitewnymi Tybetańczyków, powykręcanych joginów, iluministów, hermetyków, gnostyków, druidów, chaldejczyków i templariuszy.
Na wyspie z 10 poznanych osób, 6 jest ”oświecona”. Ta 6 bardzo się z tym obnosi i przeczy powiedzeniu ”talk less, drift more”. Nomadzi odklejeni od rzeczywistości. Innymi słowy, staje się męczące, jest tego dużo, pozornego i fałszywego – widać po oczach i przyklejonych uśmiechach. Z pozostałej czwórki, trójka wie więcej, a mówi mniej i jeden ostatni jest kozakiem, który wie wszystko, a niepytany, nie odzywa się słowem. Sporo ludzi jest po Ayahuasce (pnącze dusz – Południowa Ameryka – psychodelik – Rebecca była w Peru 3 razy na tygodniowych szamańskich pobytach) lub Vipassanie (10 dniowe medytacje w milczeniu – Rebecca też zrobiła kilkakrotnie w różnych miejscach na tej planecie, łacznie z tym, że twierdziła, że obudziła w sobie Kundalini).
When the student is ready, the teacher will appear
Q poznawałem najdłużej ze wszystkich mieszkańców farmy. Początkowo tylko mi się przyglądał. Był oczywiście sympatyczny i miły, ale dłuższej interakcji niż ”hello, how are you?” nie doświadczyłem. Przyszedł ten moment kiedy zaczęliśmy rozmawiać codziennie. Rozgrzewkowo często od “ajgor widziałeś gdzieś młotek?”, a kończyło na tym, że słowem się nie odzywałem, zamykałem wszystko, a otwierałem uszy i głowę. Na małej drewnianej ławce, pod blaszanym dachem, przy świeżo otwartych kokosach. Później googlowałem, doczytywałem i weryfikowałem to jak skrupulatnie wywracał mój światopogląd.
Pokazał mi w końcu kabinę, odmalowaliśmy i odgrzybiliśmy ją wspólnie (w Haiku wilgoć jest wszędzie). Tam miałem mieć swoją pierwszą ceremonię DMT. Powiedział, że będzie moim szamanem i poprowadzi mnie przez całość. W oczach ma coś czego się boję i co mnie fascynuje. Nie wierzę w bezinteresowność ludzi, tylko w bezinteresowną miłość ojca/matki do syna. Nie wiedziałem czego ode mnie chce, ale czułem, że coś chce mi zabrać.
Zapytałem.
Narysował kijem na piachu labirynt, tłumacząc, że jestem na początku, meta jest na końcu, a DMT to skrót z punktu A do punktu B. To 5 minut, które może trwać wieczność, gdzie Twój duch opuszcza ciało, pozbywa się ego i wyrusza na spotkanie ze źródłem. Każda podróż jest inna i zależy od danej jednostki. Bardzo ładnie wszystko tłumaczą tu:
Kierując się założeniem z naszych pierwszych rozmów, że dusza się wciela, żeby doświadczać, zapytałem jaki jest sens, doświadczania psychodelikiem Boga, chodzenia na skróty, skoro sam zdecydowałem się dobrowolnie na doświadczanie tego w ludzkiej formie? Może nie cel, a sama wędrówka właśnie jest sensem życia?
Nie odpowiedział, a ja zacząłem wersję ”dłuższą” przez medytację. Próbowałem z samym oddechem. Umysł mnie zamęczył więc ułatwiłem mu pracę mantrą: Om MaNi Padme Hum – najlepiej w 432 Hz (jest na YouTubie dużo).
Your energy introduces you before you even speak.
11:11
Ciągle widzę te powtarzające się cyfry. W radio, zegarku, telefonie, na różnych ekranach.
Jedenaście, jedenaście. Kasjerów w Mana w Paia (jedyny sklep w okolicy) znam już po imieniu. Najbardziej lubię Brennana, za naklejkę HOONIGAN na bidonie i zglebionego V-teca, którym przyjeżdża do pracy. “Siemanko, siemanko, jak tam życie?” jest absolutnym standardem na rozgrzewkę. Opowiadam sytuacje z jedenastkami, że od jakiegoś czasu widzę je notorycznie i wszędzie. Rozmowa przechodzi na inne tory, przede mną gość wolno pakuje swoje zakupy do papierowych toreb, a ja w między czasie dostaję paragon: 11 dolarów, 11 centów… Brennan wybucha śmiechem, gość przede mną odkłada torby i mówi, że jedenastki to piękna sprawa bo symbolizują obecność dobrych aniołów stróżów. “Dobra dusza najwidoczniej jesteś, nie masz nic przeciwko żebym Cie przytulił i dostał trochę Twojej energii”?
Więc przytuliłem obcego gościa przy kasie, przybiłem piątkę Brennanowi i boso poszedłem do swojego kochanego pick up’a. Taki dzień, z wielorbim porankiem przy wschodzie słońca.
.
.
.
wybory dusz
Na Hawajach zrozumiałem jedną prawidłowość. Nie wiem ile jest w tym prawdy, ale wpojono mi, że miłość nigdy nie była uczuciem. Od wieków błędnie ją tak interpretujemy! Miłość jest, była i będzie najpotężniejszą siłą we wszechświecie, tak namacalną jak grawitacja. Nie ma początku ani końca.
Siedzieliśmy w domu z otwartymi całymi ścianami z okien. Lubię kiedy mówi. Lubię spędzać z nią te ciepłe wieczory tutaj. Lubię z nią po prostu być. Wypuściła papugi z klatek, cicho leciało ”Ave Maria” w tle.
Zapytała mnie w końcu o Magdę. Spokoju nie dawało jej kto towarzyszył mi w życiu zanim się poznaliśmy. Kim była i dlaczego się nie udało. Opowiedziałem po krótce, bo uważam, że nie ma nic gorszego jak mówienie o swoich ex. O skradzionych pieniądzach, rozczarowaniu, smutku i tym, że jednak się to trochę za mną ciągnie. Sprzedałem jej szybko cały pakiet badziewia i chciałem zmienić temat, bo wieczór mieliśmy wyjątkowy.
Nie pozwoliła, tłumacząc, że muszę popatrzeć na całość z perspektywy wyborów bratnich duszy. Przede wszystkim jej wybaczyć i podziękować, bo na gówno, które mi zafundowała, prawdopodobnie nie chciał zgodzić się nikt inny.
???????
Wróćmy na chwilę, do tematu planowania wcielenia z kilku akapitów wyżej. Lekcje, które wybieramy nie zawsze są miłe i przyjemne – te są ponoć najłatwiejsze. Największym wyzwaniem jest znalezienie chętnego na wyrządzenie Ci krzywdy, bo tu chętnych jest już zdecydowanie mniej i w zależności co sobie wymyślisz, może okazać się to mission impossible. Lubię kiedy Rebecca tłumacząc coś nowego, używa przykładów z życia. Mam wtedy większy pierwiastek wiary, że nie wymyśla tego sama, a są one poparte doświadczeniem. ”Nie możesz tej dziewczyny nie akceptować teraz Igor. Zwłaszcza za to co zrobiła, bo to jest dusza, która gdzieś, kiedyś uzgodniła z tobą i wolontariacko zgodziła się zrobić ci takie świństwo, żebyś (w tym wypadku akurat) mógł doświadczyć smutku i rozczarowania”.
Te Amerykanki są jednak głupie i dawno nie słyszałem takiego pieprzenia – myślę.
Teraz czytaj uważnie, bo to będzie mocne.
Rebecca kończyła taniec w NY, aktualnie ma etap hippisa, uduchowionego bycia na Hawajach. Ale nie o tym. Tańcząc w NY miała w grupie kolegę geja, który miał super przyjaciółkę. Jechali razem samochodem. Mieli wypadek. Wylądował on w śpiączce, a ona w trumnie. Będąc w śpiączce, ona do niego przyszła i powiedziała mu tak. ”Zac moi rodzice Cię znienawidzą, wszyscy będą Cię chcieli zmęczyć i zamknąć w więzieniu. Nie możesz się temu dać, bo wyświadczyłeś mi największą przysługę! Chciałam doświadczyć śmierci i tak zaplanowaliśmy wspólnie to życie, że Ty mnie zamordowałeś w wypadku samochodowym…”
I tak słucham co Rebecca mówi i myślę sobie – fajna korba na tych Hawajach jest.
Ona: poczekaj, nie oceniaj.
Sytuacja się rozwija, dziewczyna ginie jak uzgodnili. Chłopak budzi się ze śpiączki. Lawina samych niekorzystnych wydarzeń nabiera pędu. Najlepsze jest to, że on będąc już z powrotem w naszej rzeczywistości, funkcjonując w tym naszym, powiedzmy 3D, cały czas widzi tą dziewczynę! I w momencie kiedy jej rodzice go upadlają, ona stoi obok, głaszcze go i mówi: ”nic sie nie martw – wszystko będzie dobrze, bo chodzi o doświadczenia. W życiu chodzi tylko o doświadczenia i ja ci jestem strasznie wdzięczna”. Zrozumiałe, że Zac ląduje w psychiatryku i życie mu się trochę komplikuje.
Hitem jest dalsza sytuacja Zaca. Różnica czasu pomiędzy Maui, a Nowym Yorkiem. Rebecca pierwszy raz się przestraszyła kiedy wróciła do domu i na Whatsappie miała wiadomość od Zaca, że miałaś dzisiaj na sobie białą bluzkę, niebieską sukienkę i chodziłaś boso po farmie ścinając banany z jakimś gościem z Polski… Myślała, że jest to niemożliwe, a on zaczął robić to codziennie. Zac podróżuje teraz astralnie.
Jeśli czytasz uważnie, to właśnie powinny przechodzić Cię ciary!
Jak się nauczę, to napiszę kolejnego posta !
Kiedyś w Polsce przyjechała do mnie w odwiedziny poznana przez internet Ieva, celem było namalowanie kilku obrazów akwarelą. Wyjeżdżając przytuliła mnie jak mama przytula ukochanego syna i powiedziała: ”wiesz Igor, że to nie chodzi o te obrazki… zatrzymałeś się przed ścianą, której nie możesz przeskoczyć. W Rydze jest cudowny człowiek, robi ośmio godzinne seanse w saunie, w czasie których uczy wychodzić nocą ze swojego ciała. Byłam tam, a teraz nocami jestem gdzie chcę. Umówię Ci wizytę. Polecisz”?
Papugi, wieczór, zapach hawajskiego powietrza, leżymy na kanapie i ciągle ubiera swoje myśli w słowa – lubię kiedy tak robi: ”…and sometimes there are days that you wake up to and you feel that time is limited. Although you know that time is only now. Only this moment right here and now. And you think – what if the next moment doesn’t happen and there wont be any more time. Have you been in a situation you thought – yeap, thats the last one! Of course you have – you do extreme sports 😉 Its weird that if you think about it – a nostalgic sad sense of apprehension appears – and yet if you are in that situation, everything seems still, quiet and just legit and rightfully. And you just breathe. Breathe in. Breathe out. I just love life. Its colors. Its sounds. The taste that stays on the tip of you tongue after you just stared at the sky. Watching everything and nothing at the same time. And I breathe. Breathe in. Breathe out. And than the world breathes. Breathes me in and breathes me out. Im thankful for that. Every day…” – wtedy zrozumiałem, że zaczynam oddawać jej swoje serce, ciało i duszę. Że zaczynam ją kochać całym sobą.
.
KSIĄŻKI
Książek na Maui przeczytałem kilka, często leżąc w hamaku, czekając na wiatr. Dwie z nich są takie, że chciałbym się z Tobą nimi podzielić.
Pierwszą napisała Dolores, ma już około 100 lat. Do czterdziestki była przykładną kurą domową, dbała o męża pracującego w amerykańskiej armii. Do głowy jej nie przyszło, że życie jeszcze tak ją zaskoczy. Zaczęła prowadzić sesje terapeutyczne z hipnozy, która pomagały pacjentom w różnych problemach. Szybko ze zwykłej hipnozy, przeszła w regresję (cofanie się do poprzednich wcieleń). Przejechała świat hipnotyzując ludzi i znalazła odpowiedzi na masę pytań. Całość spuentowała i opisała w książce:
Druga książka po pierwszym przeczytaniu stworzyła w mojej głowie jeden, ogromny znak zapytania. Przeczytałem ją drugi raz, żeby zrozumieć więcej. I nie chodziło o słownictwo, braki językowe, tylko o treść. Nie mam pojęcia skąd ten gość to wszystko wie, ile ryzykował upublicznieniem tych informacji, ile osób ma go za totalnego wariata, ale po drugim, wnikliwym zapoznaniu się z każdą stroną, ciężko przeczy się własnej intuicji, która podpowiada, że przecież tak jest. Absolutnie najcięższa literatura dotycząca nas… z jaką miałem styczność.
Pojechaliśmy kiedyś do księgarni, w turystycznej, kolorowej Lahainie. Powiedziała żebym wybrał sobie jedną długo się nie zastanawiając. ”Pierwszą, którą poczujesz!” Wybrałem. ”Przewodnik Podróże Astralne, krok po kroku w 90 dni…”
Po powrocie do Polski, po około 3 miesiącach zupełnego braku kontaktu z Q, w środku nocy ”obudziłem” się w wielkim mieście. Nowoczesnym, okrągłym, którego nie potrafię do niczego porównać. Naprzeciwko stał Q, rozmawialiśmy. Całość serdeczna i zabawna. W pewnym momencie wykonał ruch dłonią przed moją twarzą, powiedział sekwencję słów w starożytnym języku, a ja poczułem jak mój duch opuszcza ciało i ciągnie mnie w jego stronę. Przerażenie zmieszało się ze stresem i rozpędzonym tabunem koni myśli: do jasnej cholery, czyli zaklęcia naprawdę działają, jak się z tego badziewia teraz wykręcić? W pewnym momencie spojrzałem na zegarek, odwróciłem wzrok i miałem wrażenie, że się obudziłem. Było zielone pole wysokich traw do pasa, błękitne niebo i chmury, których lepiej nie namalowałby sam Michał Anioł. Ogromna ulga, którą czułem w środku, wymagałaby przynajmniej dwóch kolejnych akapitów opisu.
W końcu zachciało mi się siku i obudziłem się faktycznie… Nie mogłem wytrzymać, napisałem Q maila z zapytaniem czy widzieliśmy się w ciągu ostatnich 24h?
Opisał cały sen, z detalami, dodając jakieś drzwi w powietrzu, przez które uciekłem…
Gdybym mógł dogonić Zac’a w świadomych podróżach astralnych, dzień zaczynałbym od wsiadania do helikoptera w Haines, popołudnia w driftowozie z Naokim pod Osaką, a wieczory w ramionach Rebeccii na Maui… 🙂
John ma piędziesiąt parę lat. Rzeźbę i sarkastyczne poczucie humoru lepsze od mojego. Zarabiał 300 dolców za godzinę pracy w Apple projektując aplikację, a wybrał 30 dolarów na Maui ścinając kokosy z palm. Mało mówił o swojej rodzinie, ale śmierdziało tęsknotą z daleka. Na palcu po obrączce, został tylko ślad. W Haiku zamieszkał z partnerką – nie lubię tego sformułowania, bo pozostawia duże możliwości interpretacyjne. Pojechałem ich kiedyś odwiedzić. Claire słyszy Twoje myśli! Lepiej! tłumaczy je nawet z polskiego na angielski… nie musisz tego sobie nawet wyobrażać, wystarczy, że uwierzysz mi na słowo – Veni Vidi Vici!
Kończąc temat hawajskiego rozwoju duchowego, spotkanych nauczycieli, przeżytych lekcji życia – modląc się, zamiast prosić, zacząłem więcej dziękować. 🙂
I pomyśl teraz, że żyjemy w świecie sztucznie wygenerowanych potrzeb, gdzie pracując w środowiskach biznesowych musisz mieć taki garnitur, zegarek i buty. Gdzie na czerwonym świetle ważne jest czym się zatrzymasz. Królowie pozorów w paradach pawi. Witaj w 21 wieku, gdzie zapomnieliśmy i straciliśmy połączenie z Matką Naturą, na rzecz plastików, pixeli i łechtania ego w mediach społecznościowych.
Duchowe drogi powstają na nowo tyle razy, ile przemierzają je wędrowcy.
Przemyśl !
.
FALE
Najlepsze plaże surfingowe to Kanaha, Hookipa i the Jaws – Pe’ahi. Znane są na cały świat i każdy w temacie sportów wodnych coś o nich słyszał. Hookipa regularnie włączana jest do cyklu windsurfingowego PWA i międzynarodowych zawodów surfingowych. Honolua bay jest wyjątkowym miejscem, gdzie tworzą się piękne tuby. W południowej części wyspy jest dużo fajnych miejsc do nauki – okolice Kihei.
The Jaws pojechałem zobaczyć kilka razy. Błoto do kolan, wszyscy idą pieszo, bo auta z napędem na 4 koła zakopują się po drzwi. Japonki od razu zostawiam w aucie, bo nie ma to sensu. Fale, że ziemia się trzęsie. Wciągają ich na skuterach, bo sami się nie wciągną padlując na pewno. Czy nabiera się respektu? Fale wielkości kilku pięter. Na nich mała mrówka na długaśnej desce. Jak coś się nie uda, to takie jest chyba właśnie uczucie jak położysz się pod nadjeżdżający pociąg z węglem minus brak powietrza na zdecydowanie ponad minutę gdyby jakimś cudem udało Ci się po wszystkim wstać. Każde z tych miejsc ujeżdżane jest intensywnie przez surferów, windsurferów i kitesurferów. Był nawet jeden odważny, który odpalił the Jaws na nartach … !!!
Upodobałem sobię Kahana, potocznie nazywaną the Kite Beach – zaraz przy lotnisku. Plaża gdzie niedaleko od brzegu na rafie załamują się piękne, długie fale. Dni, że nie wieje jest mało. Dni, że wieje bardzo mocno jest dużo. A dni gdzie rekiny atakują jest najmniej. Przepłukał mnie ocean w każdą stronę. Dwie duże fale wytłumaczyły mi szybko o co chodzi i zafundowały terapię szokową. Ale zatoki mam nówki, a zęby bialusieńkie. Coś szybko pode mną przepłynęło, nie wiem co to było, ale tak mnie spięło, że wpadłem do wody, żeby było śmieszniej zwiała mi deska, a histeryczny atak śmiechu dopadł mnie wtedy kiedy spadł mi jeszcze latawiec…w ogóle nie kontroluję swojej głowy.
Koniec końców, wiatr, fale, zielone góry z alaskańskimi spajnami w tle = obłęd. To są te chwile szczęścia i doświadczenia Matki Natury w pełni. Hawaje w dwóch słowach? Live simply! Ciągle nie mogę się obudzić 😉 Maui <3
Musiałem zmienić pad antypoślizgowy na desce, pojechałem do fabryki. Gość chciał mi pomóc, a wmanewrował się w 1,5h skrobania kleju z deski bo ktoś wcześniej nie pomyślał. Pomogłem mu, jak zobaczyłem że żegna się z zapałem. Od słowa, do słowa, wypłynął WORKSUCKS. Mówi, że widział bo jego kolega wrzucał zdjęcia z tym logotypem. Uruchomiło ciekawość, sprawdził i przybił wysoką piątkę. Zapłaciłem za sam pad, bez wykonanej pracy, a trochę się napociliśmy. Mieli pracować do 17, a że wiało solidnie, zamknęli za mną drzwi i pojechaliśmy wszyscy pływać. Pasja pierwsza, praca druga – wszędzie tak powinno być!
PKP
Środę miałem wolną od palmowego crossiftu. Wiało mocno i wszedł konkretny przypływ. Plaże otwierają o 11, byłem punktualnie! napalony jak (jak to mówi mój kolega Grzesiu Hypki) emigranci na tiry w Calais. 20 minut później zderzyłem się z lokomotywą. Skotłowało mnie lepiej (jak to mówi mój kolega Grzesiu Hypki) niż ZUS emerytów! i pierwszy raz tego dnia zabrakło mi powietrza. Kiedy w końcu wynurzyłem się po utęskniony wdech, zobaczyłem pierwszy zbliżający się wagon wypełniony węglem pod sam sufit. Trzeci wagon odebrał mi chęci i nadzieję, że ten dzień może się jeszcze dla mnie dobrze skończyć. Kajta miałem przekręconego 15 razy i zwiniętego w pół na przyśpieszonym kursie z nurkowania. W myślach szykowałem się już do zakupu nowego bo ten nada się max na jakąś kreatywną lampę.
Po dwóch kolejnych wagonach bolało mnie już wszystko, a ci zasrani ratownicy wyciągali skuterem innego dupka jak ja, który nie przywykł do standardów oferowanych przez PKP 😉
Pociąg finalnie przejechał, było jakieś 40 sekund do przyjazdu kolejnego. Plecy i biodra bolą mnie dzisiaj jak po dobrym treningu w ringu.
Ha! przerwa w setach!
Latawiec wystartował powykręcany, doczłapałem się do deski i zatęskniłem soooolidnie za plażą. Oczywiście o rekinach nie wspominam, bo pamiętamy, że mam opaskę nieśmiertelności. Posiedziałem, podumałem, a przede wszystkim popatrzyłem co się dzieje. Gdzie jest wyjście, gdzie się załamują i jaka jest częstotliwość odjazdów i przyjazdów. Dałem sobie jeszcze jedną szansę i spędziłem cały dzień łapiąc kolejną lokomotywę.
Ciekawe co by powiedział na to mój kolega Grzesiu Hypki bo wiem, że mama na pewno nie będzie zadowolona!
.
.
shopping + król oceanów
targowałem tego kajta dwa tygodnie
wyjściowo był za 160 dolców
nówki chodzą po tysiąc
ten ma juz dużo nalatanych godzin w słońcu i słonej wodzie
ale rozmiarowo się zgadza i pasuje pod bar, który juz mam
zielony kajt…
w ogóle mi się nie podoba
ale dziewiątka i ta cena
stargowałemna 120
20 chciałem jeszcze zbić na miejscu
różne domy tu widziałem (przede wszystkim przez pracę)
osiedle na wulkanie
klasa średnia i każdy z pitbullem w ogródku
Greg na moje oko z 44 lata
cały czas w swetrze
na plecach i klatce
w boardshortach
i boso
było już ciemno
więc nie miałem jak poogladać
ani gdzie napompować
dobre oczy miał facet, rozmawiało się bardzo sympatycznie
obiecał, ze wszystko jest dobrze
i ze nie mam się o co martwić
mówię, ze tam rekiny
a kajt, który traci powietrze jest średnią opcją ratunkową daleko od brzegu
dwa żarty później opuścił mi jeszcze 20
więc za stówkę kupiłem kajta
w Polsce się to nie udaje
biorąc jeszcze pod uwagę lokalne zarobki, musiałem na niego pracować dwie/trzecia dnia…
pojechałem dzisiaj na plażę
miało wiać
nie wiało
napompowałem nowy nabytek
wszystko super
szeleści (nadal dobra jakość materiału) bez dziur
nowe dwa zawory
pięęęknie
minęło 15 minut i z kształtu kajta nic nie zostało
napompowałem raz jeszcze dla pewności
powtórka z rozrywki
napisałem Gregowi grzecznego smsa
że jednak kajt nie chce współpracować i jest perfekcyjny ale raczej na rekiny, a nie fale
jak łatwo się domyśleć
nie odpisał nic
pierwsza hawajska stówa w plecy!
niby nie majątek
ale jednak w środku przykro, że tu też są ci wyjątkowi, dobroduszni
rozwiało się
od 13 zaczął się mały sztormik
na full zdeepowerowanej siódemce miałem delikatnie za dużo
idealnie bo wszedł piękny przypływ i połapałem cuuuuuuudne fale
nigdy nic mi się tu na wodzie nie dzialo
zawsze jest towarzyski majstersztyk
czasami pakujemy się na tą samą falę w trzech plus ktoś na windsurfingu
ale wszyscy z aloha uśmiechem
dzisiaj trafił się zawodnik wagi ciężkiej z brzuchem daleko za jaja
muzłumańską brodą do kolan
i niesympatyczna mordą
pływa na foilu
na fali
ma to tyle samo sensu, co siadanie gołą dupą na jeżu
dwie moje fale w imię wspólnej nowej znajomości mu podarowałem
na trzeciej znowu byłem pierwszy więc zgodnie z etykietą surfingową jest moja
a kolega powinien właśnie zamawiać kolejny zestaw w maku na złotą kartę członkowską
a nie ładować się na foilu na fale (nie czuć fali bo przecież unosi się nad wodą)
ja nie chciałem odpłynąć na bok
on też nie
mi jego obecność nie przeszkadzała bo byłem wyżej
i jak coś, to zarobiłby ostrzegawczego moim latawcem
a nie ja jego
jego spięło
dużo urwa urwa i końcówka najlepsza :”to są moje fale”!
płynąłem obok niego
patrzyłem mu prosto w oczy
układając w myślach plan zakłady
masowo mnie pokona więc może wpłynę mu deską w kolana to będzie łatwiejszy do utopienia
plan układałem przez kolejną godzinę pływania
nie mówiąc już o tym, że dałem sobie koncertowo spieprzyć resztę dnia
sam/a widzisz jak ma sie ta duchowość z kilku akapitów wyżej 😛
zszedłem po 16:30
wziąłem prysznic, zmieniłem boardshorty na suche
założyłem czapkę, okulary
i poszedłem poszukać bijatyki
grubego wcięło!
ale czujne oko
wypatrzyłem, że bajeruje Jane i Roxane
dziewczyny mają w sobie magiczny magnes
zdecydowanie! mocniejszy niz moja bransoletka na rekiny
bo jak wyciągają latawce
to pompować je chce cała plaża
jak trzeba je przesunąć, wystartować – to armia chętnych
ta sama armia wykonałaby też pewnie kilka jeszcze innych poleceń
dziewczyny wiedzą co robi ładna pupa
i szczwanie, ze scholarską pychą wykorzystują ten atrybut z premedytacją
ja wiem, ze obie maja chłopców
i to wszystko na flircie się kończy
jako że się znamy, poszedłem po misiaka
gruby oczywiście w okularach, czapce i innym kolorze szortów mnie nie poznał
i tu historia środy
mogłaby się skończyć
i gdyby nie ten kolor wody, te góry w tle, to pomyślałbym, że wcale to nie sen
bo przecież jest dzisiaj tak polsko
ze czuję się jak w Wałbrzychu
najpierw ten felerny zakup latawca
później właściciel wszechświata i król oceanów
musiałem to jakoś przełamać
bo to przecież jest magiczne Maui !!!
wyciągnąłem do niego rękę
powiedziałem:
-„chciałbym Ci bardzo podziękować”
-„ale za co”?
-„za to że jesteś taką wredną świnią”
uśmiechnąłem się i poszedłem składać latawiec
zostawiłem go z jego konsternacją
i brawami dziewczyn
zajęło mu kilka minut
ale zebrał się w sobie
przyszedł
przeprosił
dużo miał argumentów
żaden mnie nie przekonał
ale usiadł obok
i powiedział, że mu głupio
poprosiłem żeby przyznał się że jest jednak cipa, a nie Posejdon i nie trafił dzisiaj ze swoim dniem
przyznał!
pośmialiśmy się i zbiliśmy piątki
włączyłem telefon lekko przed 17
czekał już sms od Grega
-„bardzo Cie przepraszam, przywieź kajta, oczywiście oddam Ci pieniądze”
pojechałem
oddał
mówi, ze wymienił dwie tuby na nówki
że została mu trzecia i o niej zapomniał
-„Greg jak wymienisz trzecią, mój numer masz, mogę dołożyć 30 dolców żeby było fair i wtedy sprawdzonego działającego biorę za 130”
-„co Ty igor nigdy w życiu, moja wina także cena jest nadal 100 i go oczywiście naprawię”
czyli jednak Maui, a nie Wałbrzych
😉
te dni na kajcie to kwintesencja mojego pobytu tutaj
te dni na fali nadają temu wszystkiemu sens
najważniejsze ! – siadają cutbacki 😉
.
.
WSPINANIE
Długo mnie oszukiwali, że jestem bezpieczny, że rekiny tylko w wodzie, a na lądzie hulaj dusza. Kiedy zbułowane ręce odpoczęły, zakładałem buta, coś mnie tchnęło żeby obrócić go do góry nogami i nim potrząsnąć. Dziwne, bo nigdy tak nie robię. Wypadł mały skorpion… i fajnie, że wypadł!
Skały są przede wszystkim magmowe i często kruche. Wciągają skórę szybciej niż granit w Sokolikach. Jest sporo mocnych boulderów i kilka niższych lub wyższych ścian. Wielowyciągi też są. A najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że poznałem dwóch jegomości, którzy zapisują na Maui wspinaczkową kartę historii. To oni wybierają skały, nawiercają spity i ustalają drogi. Spędzają godziny w wąwozach, wyschniętych rzekach, odkrywając nowy teren. Ogranicza ich tylko wyobraźnia i dostępny czas. Później biorą wiertarki, liny i młotki. Każdy ma swój projekt. Każdy z nich coś stworzył. Dave i Jeff. Ten drugi jest żywą legendą wspinaczkową, a w Meksyku uznawany jest za Boga. Pisze teksty do prasy branżowej, a w Colorado odklepuje 5.15a.
Bardzo żałuję, że nie mogę wrzucić tu filmu, który ostatnio dostałem od Dave’a na whatsappie żebyście zobaczyli jaki rozmach mają chłopaki i na jakiej pięknej ścianie wspinaliśmy się pare dni temu.
http://www.boulderinghawaii.com/
.
.
DRIFTING
To że drifting urodził się w Japonii wiedzą wszyscy, ale mało już osób wie, że pierwszym emigracyjnym zakątkiem były właśnie Hawaje. Później reszta świata…
Droga na wulkan Haleakala lub opisywana wcześniej Hana Road, mają często uzależniającą sekwencję zakrętów proszącą się samą o kilka boków. Kiedy zobaczyłem pierwsze ślady przypalonych opon i gdzieś pod wiatami pochowane 200sx’y, wiedziałem, że będę musiał powęszyć dokładniej.
.
w drodze na kajta
mignął mi garaż z dwoma trzynastkami, skajem R33, NSX’em i mazdą rx7
wszystkie niskie i szerokie
ewidentnie za dużo bokolotów jak na limity szczęścia jednej osoby
zawróciłem
wysiadłem licząc na to, że to ktoś nowy
a nie te łachudry które przestały mi odpisywać tygodnie temu na Instagramie
przestałem juz wierzyć w tutejszy drifting
więc jak zobaczyłem tyle fajnych zabawek, wróciła nadzieja
pitbull szczeka
przywiązany do pickup’a buja go solidnie
chłopaki cali wytatuowani
kończą właśnie skrzynkę piwa
niestety
to Keoni (dwa miesiące mnie zwodził, a finalnie nic z tego nie wyszło)
pierwsza myśl, zawracam
nie gadam, bo nie ma o czym
ale po tych rekinach co mi taka banda wydziaranych paszołków
siemanko siemanko
dolna szczęka cała bajerancka
wszystkie zęby srebrne
nawet powieki wytatuowane
aut w opór
pieniędzy chyba też
nie wiem co robią
ale mają się dobrze
takich drifterów jeszcze nie widziałem
skończyliśmy na raperskim misiaku
zobaczymy czy będą słowni i czy w końcu załapię się na hawajskie ślizganie
.
.
AUDE
poznałem ją parę dni temu
mówi z tym charakterystycznym francuskim akcentem
brzuch ma taki że koniec
ciało chłopaka sportowca
błękitne oczy
ładny uśmiech
mały blond wąs (serio!)
i niemożliwe do wymówienia imię : Aude (Oud)
wspina się, jeździ na nartach, łazi po górach i przyleciała na Maui na kajta
jest już miesiąc
skończyła jej się „farma”
kupiła samochód i zamieszkała w Vanie
ma w nim duże łóżko
więc coś jak wakacje na Helu
parę razy się widzieliśmy
w końcu miałem zabrać ją na wodospady
jest punktualna jak każda Francuzka
więc czekałem raptem 50 minut
pożegnałem się z cierpliwością
pojechałem sam i wyłączyłem telefon
dostałem sms’a : ”I hate you” !!!
dzisiaj spotkaliśmy się na kajcie
pływaliśmy obok siebie
w pewnym momencie wkleiło jej latawiec pomiędzy fale
przewinęło
i miała tam zostać na dłużej
deskę zabrała jej jakaś inna dziewczyna do brzegu
a ona dryfowała na rafę
nie lubię tamtej rafy
bo katapultuje z deski (daleko od brzegu robi się nagle bardzo płytko)
rozcina skórę przy lekkim dotknięciu i wylewa krew do oceanu
a ta zaprasza te niemiłe rybki
opaska na rekiny wywołuje u mnie bóle głowy (silne magnesy) i problemy z balansem
więc pół dnia pływałem bez
akurat wtedy Aude wymyśliła wycieczki krajoznawcze
a tak szczerze
to była przerażona
fale sklejały ją jedna za drugą
latawiec poniewierał
wody wypiła sporo i oczy miała większe od mojego czoła
podpłynąłem
przytuliła mnie za plecy
położyłem się na swojej desce
ona na mnie
i odholowałem ją do brzegu
trochę nam to zajęło
musiałem przegadać jej strach, bo trzęsła się solidnie
więc pytam czy jest dalej : hate you?
na co padło bez chwili namysłu
now i love you 🙂
Aude była, jest i będzie kreatywną bestią. Przyleciała z założenia na program http://www.workaway.com/ czyli możliwość bycia gdzieś, w zamian za wykonywaną pracę. Wylądowała na farmie, na której do jej głównych obowiązków należała toaleta kompostowa – innymi słowy mielenie ludzkich gówien.
Ile wytrzymała? Niedługo.
Zwiała! Też bym wiał.
Kupiła Vana z łóżkiem, w którym postanowiła zamieszkać. To wiązało się z nieogolonymi nogami i bliższymi kontaktami ze wszystkimi bezdomnymi napaleńcami w okolicy. Plaże na Maui zamykane są codziennie wieczorami. Każdy szlaban, każda publiczna toaleta, parking. Umożliwia to utrzymanie względnego porządku i relatywnie niskiej populacji osób bezdomnych. Każde auto zaparkowane nocą przy plaży, weryfikowane jest przez pierwszy patrol policji. Jedynym akceptowalnym wytłumaczeniem jest wędka i złowiona ryba. Aude nie miała zapędów wędkarskich więc idea mieszkania w samochodzie została szybciej zweryfikowana niż imponująca kariera w branży eko 😛
Wtedy pierwszy raz na plaży zobaczyłem ją w piance bikini z długim rękawem. Gdybym był weganem, zjadałbym orzechy z drzewami – takie robiło to wrażenie. Podobnie myślała cała męska część plaży więc dla Aude magia stała się darem, a nie kuglarstwem. I tak magicznie latawiec pompował się sam, linki z baru po nieudanych próbach rozplątywały się same. Deska zanosiła się sama wszędzie gdzie trzeba było, a o braku chętnych do pomocy przy starcie/lądowaniu latawca nie było mowy. Zawsze trafił się jakiś odważny anansik, bądź żeby było ładniej, znawca sztuki i wyrzeźbionych sportem ślicznych umięśnionych nóg i pośladków, który chciał oswoić sobie młodą Francuskę. W taki sposób magia trwała i przesympatyczna Aude wyczarowywała sobie gratisowe posiłki. Kwestia spania w samochodzie, ciągle jej doskwierała więc temat ugrania łożka szykował się do wyjaśnienia na dniach. Bardzo byłem ciekaw jak jej młody umysł rozegra tę partię szachów i czy królowa będzie musiała zbić konia. Schemat działania był zawsze taki sam. Po udanej kolacji, kiedy jechali do niego, przeglądała wszystkie pomieszczenia w domu. Sprawdzała, który pokój ma zamykane od wewnątrz drzwi, szła pod długi prysznic, zamykała się szybko. Budziła rano i z uśmiechem żegnała. W swoim życiu poznałem tylko jednego porównywalnie wyrafinowanego wykorzystywacza – Hanka ”Strata Czasu” Mi@*#&%^-icz.
Limit koneserów kobiecego piękna wyczerpał się na KiteBeach szybko i możliwości noclegu solidnie zostały okrojone. Aude zaczęła szukać alternatyw i wtedy odkryła couchsurfing. Oczywiście nie mogła zrobić tego normalnie i tak poznałem dzięki niej Richard’a. Surfowaliśmy w okolicach Lahainy. Nadepnąłem jeżowca. Całą stopę miałem wypchaną czarnymi, bolącymi igłami. Jej mieszkanie było najbliżej, a w nim ocet. Proponowała mi też nasiaknie na stopę, ale nie wiedziałem czy się przypadkiem nie skuszę na partyjkę szachów, zwłaszcza, że Aude fundowała mi solidne strategiczne dylematy. A w takich momentach ręce przestawały być posłuszne i zachowywały się jak pijane gęsi. Wybrałem ocet, parking i igły. Zrobiła pyszny lunch – tym zawsze bardzo u mnie punktowała, w przeciwieństwie do Rebecci, która przygotowując kanapki, jadła je sama, a mi proponowała ostatecznie gryza … 😛
Usiedliśmy, zaczęła bawić się w panią doktor, a ja rozmawiałem z przesympatycznym, eleganckim, starszym panem (po 70), ubranym w mokasyny, żeglarskie spodnie i granatowe polo. Szarmancki jegomość z ewidentnie brytyjskim epizodem życia w doskonałej formie, zakonserwowany słońcem, wiatrem, morzem i radością.
- ”Prawda, że wydaje się normalny”? zapytała.
Nie mogłem, nie przytaknąć. Richard jest ekstra! Ma tylko jedną manierę. Wszyscy mamy przecież jakąś korbę i ja w jego wieku, mieszkając na Maui, myślę, że miałbym identyczną. Mianowicie oferuje nocleg na Maui, wszystkim kobietom nie starszym niż 25 lat i nie młodszym niż 18. Mogą zatrzymać się u niego za darmo, tak długo jak chcą, pod jednym warunkiem i na samo dzień dobry Aude też podpisała taki papier. W jego mieszkaniu jedyny akceptowalny strój, to bycie nago… 🙂 🙂 🙂
50 metrów kwadratowych Richard’a znajduje się w eleganckim nowoczesnym apartamentowcu zamieszkiwanym przez starsze pokolenie. Potrafi u niego spać w tym samym czasie około 10 młodych kobiet. Jesteś w stanie sobie wyobrazić zazdrosne miny jego sąsiadów (rówieśników)? Ja je widziałem na żywo! Richard jesteś kozakiem! 🙂 Aude mieszkała u niego dwa miesiące. Auto sprzedała 3 razy drożej niż kupiła, a czasu spędzonego wspólnie i wywołanych uśmiechów nie potrafię policzyć. Jak idzie wszystko dobrze, to czemu by nie namieszać? Wgryzła się w mój ochronny puklerz cnót i moralności, a ja zrobiłem się trochę niedotykalskie jajko. Zacząłem dzielić dzień pomiędzy Heidi, Aude i Rebeccę. Nie powiem, trochę mieszało mi się w partiach szachów.
.
.
DRAG RACING
Nie lubię ćwiartek wódki i ćwierć mili też mnie nie kręci, ale każda pasja i włożone w coś serce broni się samo przez się. Prosta, światła, 3 albo 4 biegi. Szerokie slicki, lekkie konstrukcje i stary tor na wyspie ożywa kilka razy w roku. Średnia wieku sześćdziesiąt. Każde auto warte zobaczenia. Każdy kierowca warty zagadania. Nie mogłem przejść obojętnie. Wziąłem szeroki kąt, wycelowałem im w twarz i żeby ustrzelić to co widzisz poniżej, wsłuchałem się w ich historię życia, oglądając kilka naprawdę szybkich 10 sekundowych wózków.
Wszystkim towarzyszy ta sama, jedna zasada: ”If you win on Sunday, sell it on Monday”!
.
.
PROBLEMY WYSPY
*RASIZM
Dużo mówili chłopaki w pracy o lokalnym rasizmie. Byłem przekonany, że solidnie koloryzują i przecież ci sympatyczni ludzie nie mogą być tacy niedobrzy. Christian wziął kiedyś do pracy swojego młodszego brata (końcówka liceum) i Owen opowiadał, że w szkołach publicznych (mieszanych rasowo) Hawajczycy są okrutni, plują na białych, zastraszają ich i zachowują się jak element społeczny u nas. Pracujemy w różnych miejscach, są często piękne posiadłości nad samym oceanem i np. wyluzowany, zagadujący nas Jim Carrey. Jesteśmy też w miejscach, gdzie pewnie mogłyby stać nasze azbestowe bloki. Wyszedł cały wydziargany gość w dłuższych włosach i dosadnie powiedział, że biali zabierają pracę lokalesom. Hawaje nie są dla białych! Chłopaki udawali, że nic się nie dzieje. Ja oczywiście dziwnie się czuję, jak mam palić uśmiechniętego głupa, jak trzeba kogoś lać po mordzie. Minęło z dwadzieścia minut, gość znowu pojawił się w swoim Jeepie. Miałem nieszczęście, że przechodziłem obok więc zgarnąłem wiązankę. Chciałem go zabić uprzejmością, ale kiedy oparłem się o drzwi, wybuchł dynamit. Jak to mówi mama “jak się wejdzie w gówno, to zawsze śmierdzi”. Żeby nie śmierdzieć, odszedłem kawałek, a za plecami leciało: “Hawaje dla Hawajczyków, wyp(&@#lac stąd białasy z powrotem na kontynent (mainland)”.
– to że robi się przykro – oczywista sprawa
– doświadczenie rasizmu za bycie białym – ciekawe uczucie
– poprawił mi humor, że wziął mnie za Amerykańca, co znaczy, że z polskim akcentem nie jest tak źle, ha! 🙂
Najlepsze i najważniejsze! bo wszystkich nas korciło żeby gościa przetrącić. Nie wolno ponoć uderzyć pierwszy bo idzie się za kratki. Można wyzywać do woli, ale nie wolno bić jako pierwszy. Za to! Jako drugi można bez obaw łamać nosy – bo to jest samoobrona 😉 To tak jakbyście chcieli kiedyś narozrabiać na Hawajach, to savoir faire w pigułce!
I mogę Cię oszukiwać najpiękniej jak potrafię, że to co wyżej napisałem jest ważne, że chodzi o rasę, agresję albo o uśmiech. To co Maui tłucze mi do łba od kilku miesięcy, to nieważne co Ci się w życiu wydarza, ważne jest tylko to, jak na to zareagujesz !!!
Żelazo daje popalić. Kręci mi się w głowie, tracę równowagę, jakoś gorzej widzę. Najlepiej od wieków czarownic i mnichów, pomaga upuszczanie krwi. Znalazłem bank dawców, pojechałem dołożyć się i pomóc komuś kto tej krwi będzie kiedyś potrzebował. Lekarze przylatują raz w tygodniu do lokalnego liceum – Kamehameha High School. Piękny kampus, ogromne przestrzenie z widokiem na góry i ocean. Szkoła jest państwowa więc pierwszeństwo ma narodowość „rodowita”, innymi słowy nie ma jasnych włosów, są sami rdzenni Hawajczycy. Dostałem kilka „serdecznych” spojrzeń od chłopców w grupie jak z filmów. Boiska, baseny, sale, chciałbym mieć takie liceum. Szkoła ma ponoć większy budżet niż Harvard. Wszystko z procentów ze skarbów, które zostawiła królowa kiedy poddawała Hawaje. Miała jedno życzenie, cały skarbiec miał pójść na rozwój edukacji rdzennych mieszkańców. Do dzisiaj jest tak, że do tej szkoły chodzi tylko czysta krew, czyli np Malcolm (mulat) i Tim (biały), którzy są urodzeni na Maui nie mogli tam uczęszczać bo są Amerykańcami, ale nie Hawajczykami…
Na sali gimnastycznej równo ustawione łóżka, panie w granatowych wdziankach. Wszystko bardzo profesjonalne, czyste. Czekam w kolejce, dostałem formularze do wypełnienia, usiadłem do oddania krwi. Założyła mi opaskę uciskową na przedramie, żyły wyszły. Już ma wbijać igłę, pyta jeszcze raz skąd jestem, mówię, że z Polski.
„a to muszę Cię przeprosić, ale polskiej krwi nie potrzebujemy…”
wstałem, wyszedłem
żelazo ciągle wysokie
*FLASH FLOODS
Mało osób widziało lawinę w górach na żywo, ale dużo o niej wszyscy słyszeli. Z flash floods na Maui jest dokładnie tak samo, jak z rozpędzającym się śniegiem z góry. Tu jest po prostu w trochę innej postaci. Każde miejsce przy ocenie, które ma wystarczająco wysoką górę, spowalnia lub zatrzymuje front. To często powoduje szybki, solidny opad. Stąd np. Haines na Alasce albo Niseko w Japonii mają takie szybkie dostawy śniegu. Maui nie jest wystarczająco wysoko, żeby woda zamieniała się w płatki śniegu (bywa, że wulkan przypruszy delikatnie jak La Turbie w Monaco), ale zasada działania jest taka sama. W godzinę potrafią w ciągu nagłej burzy spaść oceany wody, które zamieniają każdy strumyk w mocną, kreatywną rzekę, która odpowiednio zmotywowana, modyfikuje napotkany krajobraz. Teraz wróć na chwilę myślami do wspomnianego wyżej Commando Hike i jaskini lawowej, do której wpada nagle taka masa wody, a Ty na nieszczęście akurat jesteś w środku… tragiczny skutek niestety.
Wygląda to tak:
Lubię te dni, które zapowiadają się niepozornie, a później wyskakuję (dosłownie) Fordem Focusem z mamą i całkiem niezłą córką, poznanymi 10 sekund wcześniej.
Koło 11 przyjechał Dave z Nancy. Pojechaliśmy się wspinać do Kaupo – odludniona część wyspy z bardzo ciekawymi formacjami skalnymi, gdzie Dave z Jeffe obili sporo dróg. Na miejscu kilka znajomych twarzy, śmiechu i pozytywów. Przyleciała grupa wspinaczy z Oahu i było kilka znanych pro dziewczyn z większymi ramionami od moich. Zamiast wspinać, zastanawiałem się czy dalej to jest to sexy czy trąci już jednak chłopem.
Dzień zleciał, zaczęła się złota godzina. Poszedłem za zakręt posiedzieć i popatrzeć w słońce. Dziwne, bo cała plaża płynie. Brudna, błotnista, gęsta woda. U nas sucho, ale nad wulkanem wiszą chmury. Nad oceanem zachodzi pomarańcza. Strumyk na plaży zapowiadał się niepozornie, ale rozkręcał się szybko. Żeby nie utknąć na dole przy skale, pozbieraliśmy zabawki i wyjechaliśmy na jedyną drogę asfaltową, pare poziomów wyżej. Droga ma kilka mostów, kiedy przy pierwszym zobaczyliśmy kolejkę samochodów, wiedzieliśmy już, że śpimy dzisiaj na siedząco w trójkę w małej kabinie pickup’a. Na szczęście Dave miał całą pakę kokosów, a Nancy zawadiackie poczucie humoru.
Huk i ilość przetłaczanej wody, i to co ze sobą zabiera… uuuu!
Pięć godzin czekania, żeby w końcu przestało padać w wyższych częściach wyspy, a droga przestała być rzeką i stała się w końcu płytkim błotnisto/kamiennym strumieniem. Przeszliśmy z Travisem dwa kolejne mosty, żeby dojść do największego i sprawdzić czy jest w ogóle szansa, że auto przejedzie. Dave mi gdzieś zniknął. Dwa pierwsze mosty samo błoto do kolan, trzeci (największy) ściana ziemi i głazów, wyższa niż dwa pickupy. Ciemno tak, że telefon nie dał rady ze zdjęciem. Moorea, która wyjechała godzinę przed nami, załapała się na pierwszą falę wody. Przed nią jechał facet, któremu auto nurt obrócił i z mostu wywalił na brzeg. Nogi trzęsły mu się jeszcze dobrych kilka godzin później kiedy przy ognisku opowiadał tą samą historię enty raz, kolejnym szerokootwierającymszczęki słuchaczom.
Droga jest jedna. To była krótsza opcja do domu i niestety przez następnych kilka dni na pewno nieprzejezdna. To są te chwile kiedy zaczyna się tęsknić za łożkiem i suchymi rzeczami.
Obozy, ogniska. Tu grupa aut, tam grupa aut. Zapowiada nam się dłuuuuga noc.
Travisowi i mi średnio podobał się pomysł spania w kilku, w jednym aucie. Za to Dave rozłożył kocyk i ze świeżopoznaną sikoreczką zaczęli acroyogę. Deborah! Uciekł jej właśnie samolot, a jutro miała być z powrotem w pracy w Seattle. Dave nie przepuszcza takich okazji i jak dobry samarytanin, kobietom w potrzebie oferuje nocleg… 🙂
Nie ma zasięgu, nie możemy zadzwonić po pomoc. Jeden gość podwyższonym, wielkim, terenowym pickup’em przejechał most w drugą stronę i jeszcze nie wrócił. Obstawiamy z Travisem, że droga jest w tamtym kierunku nadal przejezdna, ale trzeba zrobić całe koło wokół wyspy, przez milion zakrętów, setki mostów ze średnim czasem 4h w słoneczny dzień, żeby móc dojechać do domu.
Na moście zostały tylko dwa głębokie ślady i to zniechęcało nas najbardziej. Pierwsze ruszyły terenówki, pogłębiając tylko całość. Po kilku autach woda odkleiła całe naniesione błoto ze środka mostu. Został czysty asfalt i potężny błotnisty próg na wjeździe, z którym nie mogliśmy nic zrobić.
Dave w międzyczasie przeczył idei fenicjańskiej i uskuteczniał handel wymienny: kokosy za jedzenie. Był już na etapie ”przytulanki” z Deborah’ą. Dał mi kluczyki od pickup’a, złożył z tyłu kanapę. Nancy podał kolejne wyhandlowane piwo (uspokajało ją to), a mi powiedział: rób co chcesz, tylko nas stąd zabierz!
Na moście przed nami utknął nówka osobowy Ford Focus. Mieszane uczucia czy pickup’em uda nam się przejechać więc osobowy sedan skazany był z góry na niepowodzenie. Utknął w błocie i gdyby przyszła kolejna fala, to do wypożyczalni na pewno nie uda się go oddać.
Otworzyłem drzwi. Przerażone oczy! Ale fajne kręcone blond włosy. Na siedzeniu pasażera kopia, tylko trochę młodsza. Obie zawinięte w koce, jakby właśnie miał skończyć się świat. Zabrałem jej kierownicę. Wypchali mnie pomocnicy do tyłu, rozpędziłem się max ile stajnia forda pozwoliła i oderwałem całego Focusa (w sensie wszystkie 4 koła) od ziemi, wyjściem z błotnistego, mostowego progu. Adam byłby dumny! Asfalt, dwa zakręty dalej wyprzytulały mnie obie.
Skąd jesteś Ajgor?
- Z Polski.
- VIVA POLONIA !!!
Dave w drodze powrotnej rozebrał Deborah’ę do połowy i w lusterku zacząłem widzieć jej nagi biust. Z zazdrości przyśpieszyłem po tych ciasnych zakrętach, aż w końcu zaczęła wymiotować. A my z Nancy mogliśmy ściszyć muzykę i normalnie pogadać 😛
W domu byliśmy nad ranem.
Od samego rano przerywali wiadomości, że zalewa część wyspy i wychodzenie z domu jest niekoniecznie najlepszym pomysłem, chyba, że mieszkasz na parterze i właśnie wita Cię woda. Jest też w tym wszystkim pozytyw. Każdy telefon dostał to samo powiadomienie, że odwołali nam dzisiaj tsunami. Także luz 🙂
*MONSANTO
Oficjalnie uprawę cukru zakończono w 2017 roku. Cukrownie zamknięto, ludzi zwolniono, a sprzęt w formie aukcji wyprzedano. Tym samym globalizacja dotknęła Hawaje, weszła korporacja, która hoduje na Maui żywność GMO. Ta sama korporacja miesza pestycydy z cukru z oceanem fundując nowotworowego szejka sporej części populacji gatunków żółwiów morskich. Widać wyraźnie na większości plaż kiedy wychodzą z wody. Wpływ na to ma też promieniowanie z Fukushimy, które tutaj mówi się, że ma zmienić napromieniowanie planety, żeby kolejna rasa przystosowała się do jej zasiedlenia…
Jest lokalny, hawajski rząd. Nie jest oficjalnie uznany przez amerykański odpowiednik, ale jest i pilnuje porządku.
Problemy z plantacjami cukrowymi na Maui:
https://www.facebook.com/mauinow/videos/10155448044804867/
*PORZUCANIE AUT
Wyrejestrowanie samochodu jest droższe niż jego zostawienie w krzakach. Dzień w dzień, ktoś, gdzieś pozbywa się swojego auta. Często je również podpala, żeby ustalenie właściciela nie było takie proste. Jeżeli nie jest podpalone, pojawia się patrol policji i jeśli stoi gdzieś zaparkowane na publicznej przestrzeni dłużej niż kilka dni, dostaje wlepioną na szybę kartkę z prośba o usunięcie. Jeśli to się nie zmienia, zostaje odholowane. Chyba, że służby przegapiły, to wtedy przejmuje je natura.
*WULKANY
(wyspa obok)
THANKSGIVING
byłem dzisiaj w domu
gdzie nie znałem nikogo
a czułem się jak w domu
w czasie święta, w którym się nie prosi, a dziękuje
.
.
CROSSFIT
Jak z miesiąca można zrobić sobie pół roku na Maui, oszczędzając przy tym uzbieranych królów polskich? – to jest pytanie, które słyszę najczęściej.
Nadal nie wiem czy to bardziej fale, czy Rebecca, ale motywacja jest najważniejsza. Jak sa chęci, to sposób zawsze można znaleźć. Dla mnie był to crossift palmowo/drzewny, czyli po polsku nazywamy to bycie drwalem. Dzień zaczynał się o 4 rano, kończył o 15. Później był kite, fale, dobre jedzenie i białogłowa.
Początek wcale nie był taki prosty. Lubię te ładne osiedla ekskluzywnych domów z kartonu. Intryguje mnie jak za trochę drewna i płyty regipsowej potrafią kasować tutaj powyżej sześciu zer. Rodrigo na moje oko, końcówka czterdziestki, ale w solidnej formie. Wbijał właśnie gwoździe pneumatycznym pistoletem, kiedy powiedziałem ”hello”. Pogadaliśmy dobre 15 minut. Pokazał mi cały dom, wszystko co zrobił i ile ciężkiej pracy w to włożył. Podziwiam budowniczych, czuć zawsze Masonerią! Niestety skwitował najgorszym pytaniem: ”czy masz pozwolenie na robote?”. Tak zakończyła się moja piąta rozmowa kwalifikacyjna w ciągu ostatnich kilku dni.
Nadzieje umiera ostatnia! Pojechałem na drugą stronę wyspy poznać Alberto i zobaczyć jego miniaturę wałbrzyskiej porcelany. Idea budowania domów, podobała mi się zdecydowanie bardziej, ale wypalanie ceramiki i artystyczna dusza Alberta, też zapowiadały się ciekawie. Przynajmniej na jakiś czas. Niestety tym razem, rozmowa zaczęła się od pytania o ten nieszczęsny papier i narodowość, i na tym się skończyła.
Crossfit palmowy okazał się bezkonkurencyjny. Pozwolił mi tu być i doświadczać, za co jestem chłopakom bardzo wdzięczny!
Od wtorku nie mamy ciężarówki. Nie mamy zajęcia tak długo jak jej nie zreanimują, a sam przecież zrywałem z niej stary dach, ścianki i zgniłą podłogę w ostatni wtorek. Wczoraj odmalowałem kabinę w lesie więc odmówiłem D fuchę. Miałem też inny czwartkowy priorytet, bo wycinałem kawałek lasu. Miło z jego strony, bo poczekał na mnie do dzisiaj. Zerwaliśmy ponad 700 kokosów, zapakowaliśmy cała przyczepę i wielkiego pickup’a. Spomopowało mnie solidnie, a po 6 godzinach zobaczyłem sto trzydzieści zielonych. Nieźle pomyślisz.
Lepiej!
Podszedł do nas właściciel jednej z tych kartonowych milionowych pudełek. Coś tam opowiada ogólnie o nieruchomościach. W pewnym momencie mówi do D:
”widzisz, też kiedyś byłem taki biedny jak Ty, na szczęście miałem trochę więcej w życiu szczęścia niż Ty”
Moje bycie z Polski nawet nie skomentował i może w sumie miło z jego strony, że się nie odezwał. Przyjemniaczek, co? Akurat bycie dupkiem jest absolutnie międzynarodowe.
Popołudniu zadzwoniła blondyna w sprawie portretów. Pojechałem na pół godziny zdjęć, śmiechu i radości. Dostałem stówę w rękę. Fajny piątek i oczywista sprawa, która stówa przyjemniejsza.
Biorąc powyższe pod uwagę, z prostej pracy żyje się tu okay (mieszkając w szopie). Z fajnej pracy, żyje się tu baaardzo fajnie i ma się duuużo czasu na kajta plus kilka dobrych wózków w garażu. Na razie jestem na etapie szopy, ale życie jest przecież ekstra niespodzianką.
Chłopaki wymyślili mi biznes na Maui. Nazywać się będzie ”Pole Light Models”.
- Pole – Polka albo rura do tańczenia
- Light – oświecenie / nadzieja
- Models – zrozumiałe
Firma będzie zajmowała się importem wschodnioeuropejskich bogiń na hawajskie wyspy. Był ponoć taki epizod w życiu Pana Fabisiaka w Monaco lata świetlne temu i chyba całkiem dobrze to działało. Mieszkając w Monaco niestety przegapiłem szansę, ale tu powiniennem napisać biznes plan 😛 !
Joe (sarkastyczno/ironiczny/genialny 50 kilku latek – same mięśnie) mówi, że chętnie będzie je odbierał z lotniska.
– Joe, a jak przywitasz 20 kilku latke?
– Uśmiechnę się, złapię za bioderko i powiem: „come to papa” 🙂
.
.
Znaleźli już nawet piosenkę do biura:
Wszystkie te głupoty wymyślamy ścinając palmy, kokosy i cholernie ciężkie drzewa mango.
Jest wiele sposobów zarobkowania. Walutą podobnie jak w innych częściach świata jest też sama dupa lub jej dowód rejestracyjny. Dowód rejestracyjny sprzedaje się tu zdecydowanie częściej.
– Sarah jak dzień?
– fajnie, poleciałam na Oahu!
– czemu nic nie mówiłaś, tam jest extra trekking po schodach (Stairways to Heaven)
– a bo poleciałam w innym celu
– tak, jakim?
– wzięłam ślub
– ….
nawet go nie zna
ale zarobiła właśnie 15 tys dolarów
to już mam po zielonej karcie, dziękuje, dobranoc
Piątki nazywane są tutaj: Aloha Firday. Z założenie pracuje się mniej, luźniej i wszyscy cieszą się na nadchodzący weekend. Nigdy nam się to jeszcze nie udało. Piątki mamy najcięższe. Zaczynamy od 4 rano, do 16. Do domu wracam często zamęczony leżąc na pace. Ale nie o tym. Dzisiaj pracowaliśmy w posiadłości, w której domy zrobione są z bambusów… Wszystko jest z bambusów! Każdy ciężki piątek kończymy czymś wspólnym, najczęściej idziemy coś razem zjeść z chłopakami. Dzisiaj do jedzenia było za daleko, bo byliśmy w lesie deszczowym. Za daleko do cywilizacji, za to blisko do wodospadu. Casey jest zarządcą nieruchomości, opiekuje się majątkiem właścicieli pod ich nieobecność. Duży, gruby, czarny warkocz. Koszulka na ramiączkach z dociętym jeszcze nożyczkami dekoltem. Zdecydowanie za krótkie materiałowe spodenki do pośladków i kalosze. Zdolne są te kobiety, że zawsze potrafią zrobić coś sexy z niczego. Co chwilę coś upuszczała, a nam skręcały się karki. Na moje oko, chwila przed lub po 40 stce. Christian dziwnie się zachowywał więc wywęszyłem romans. 10 lat temu była jego wielką miłością. Finalnie ona chciała mieć dzieci, a on był jeszcze dzieciak i tak się skończyło, a zaczęło się wszystko od matematyki. Jak jest miłość, to jest często taryfa ulgowa na wszystko. Po pracy pokazała nam gdzie jest wodospad i jak tam sprytnie dojść. Widziałem różne rzeczy w swoim życiu, ale dzisiaj u góry położyłem się z wrażenia i leżałem patrząc w dół na samej krawędzi dachu wrocławskiego Sky Tower’a spadającej wody. I jakby absurdalnie to nie brzmiało, tak! na Hawajach mają ludzie prywatne wodospady…potężne wodospady w stylu tych z Yosemiete !!! Spokoju nie dawało mi jak można poderwać takiego amerykańskiego MILF’a na matematykę i jak Christian z irokezem i włochatym małpim tyłkiem to sobie kiedyś poukładał?
– “to było w Colleg’u, ona miała praktyki, przyszła nas uczyć matmy więc ją zapytałem czy lubi matematykę, ona na to, że tak, długo się nie zastanawiając wypaliłem: dodajmy Ciebie i mnie, odejmijmy ubrania, podzielmy nogi i mnóżmy” 🙂 Chyba nawet Słowacki wymięka przy tym miłosnym czterowersie.
.
.
.
CONCLUSION
obejrzyj : https://www.facebook.com/stefanandaudrey/videos/1764600970233650/?hc_ref=NEWSFEED
Podróżowanie bywa brutalne. Zmusza Cię do ufania obcym i porzucenia wszystkiego co jest Ci znane i komfortowe. Jesteś cały czas wybity z równowagi. Nic nie należy do Ciebie, poza najważniejszym – powietrzem, snem, niebem i marzeniami.
We are the sum total of our experiences. Those experiences – be they positive or negative – make us the person we are, at any given point in our lives. And, like a flowing river, those same experiences, and those yet to come, continue to influence and reshape the person we are, and the person we become. None of us are the same as we were yesterday, nor will be tomorrow – (J. Neblett).
Długo nie mogłem tego sprecyzować, od samego przyjazdu zauważałem, ale nie wiedziałem co to jest. Dzisiaj wreszcie do mnie dotarło. Przyjechało masę turystów, na okres świąteczno/noworoczny i znowu jest agresja, arogancja, ta wyższość, którą czuć. Ktoś ze złotym zegarkiem w długiej kolejce, który ma w dupie, że reszta też czeka. Ta obcość człowieka do człowieka. Z założenia wszyscy są dobrzy i dla siebie otwarci. Lokalesi są inni. Widać to od razu. Inaczej się zachowują, inaczej się ubierają. Mają większy polot i luz. Mniej oceny i krytycyzmu, co nie znaczy, że akceptują chamstwo i głupotę. Trąci trochę Japonią i dbaniem o dobro wspólne. O drugiego człowieka najpierw, a później o siebie. Nikt nie jest za dobry lub za słaby żeby z Tobą pogadać. Nieważne czy chodzi boso czy w jakiś super butach. Dzisiaj widzę przepaść w mentalności z jaką tu przyjechałem, a mentalnością jakiej się tu uczę.
Wychodzę ze sklepu, on siedzi na jednym stołeczku, drugi ma wolny. W rękach trzyma piękna harfę i kiwa na mnie ręką żebym się przysiadł. Jak uspokoisz umysł, to zagram co słyszę w środku. Nie ułatwię mu tego, rozbieram właśnie Rebeccę w myślach. Niech gra!
– skąd jesteś Igor?
– z Polski
– witaj w raju!
Na Hawajach uczyłem się pokory. Spotkałem samego siebie, z moimi rozterkami i lękami. Takiego, jakim mogłem być, a jaki jeszcze nie byłem. To wszystko dawało mi poczucie wolności i sensu. Potem chciałem ten sens przeżywać jeszcze raz i jeszcze. Z tego brała się tęsknota kolejnych dni. Żadna podróż nie jest ucieczką. Każda jest pójściem za przyciąganiem, ku czemuś. Chęcią odkrywania. Chodziło o dotknięcie tajemnicy miejsca, o doświadczenie życia na krawędzi, spotkania ze śmiercią, przekraczanie własnych ograniczeń. O zmianę sposobu myślenia. O perspektywę. Ważna jest w życiu droga. Warto szukać nowych perspektyw, patrzeć na świat, jakby robiło się to po raz pierwszy. Myślę, że im bardziej człowiek się ogołoci, tym większy generuje to fun.
Nie rozumiesz? To zapytaj rzeki dlaczego płynie?!
Czesław Miłosz pod koniec życia powiedział: ”Literatura to turniej garbusów. Nie mam o niej wysokiego mniemania. Uważam, że zwyczajna dobroć jest więcej warta”.
Na Maui zauważyłem, że nie trzeba nic mówić, nie trzeba dawać rad, ścigać się, współzawodniczyć, licytować się, kto ma więcej racji, kto jest bardziej błyskotliwy lub po prostu kto więcej ma. Wystarczy być. Na tej wyspie poczułem, że takie życie jest dobre. Wtedy rzeczywistość mi się uprościła.
W życiu, to czemu się bezinteresownie poświęcamy wraca w zdwojonej sile. Jeśli człowiek poświęci coś dużego w imię czegoś, co tylko przeczuwa, ale bardzo mocno wierzy, że to jest dla niego – to będzie mu wynagrodzone podwójnie to szczere zaangażowanie. Taki jest właśnie nonkonformizm. Pamiętam kiedy zrozumiałem, że pomaganie innym buduje sens bo godność jest w dawaniu – piona Wojtek.
To jest jeden z tych paradoksów życia, że czasem trzeba przejść daleką drogę, żeby dojść do samego siebie.
Tyle razy się przekonałem, że jedno zdanie może zmienić bieg życia. Staram się wdychać słowa, które ludzie do mnie wypowiadają. Zastanawiając się nad nimi. Czasami jedno zdanie nas zmienia. Słowa mają moc. Zapominamy o tym. Kiedyś obcinano za jedno zdanie rękę lub głowę. Dzisiaj można biadolić co chcesz bo wszystko nabrało gównianej wartości. Ludzie to są ich słowa. Słowa są jak talizmany. Jeśli używamy ich zbyt często, tracą moc i zużywają się. Dlatego tak nie cierpię tych bałwańskich wypowiedzi, gdzie z urwa urwa, uje i każdą odmianą jebie/pierdole, budują niektórzy ambitni zdania wielokrotnie złożone. The words you speak, become the house you live in! Szanuj swoje myśli, szanuj swoje słowa!
Kant twierdził, że władza osądu nie jest władzą potwierdzania rzeczywistości, ale ustanawiania ideałów. Zacząłem dostrzegać wartość w tym, by uwalniać się od myśli i osądów. To baaardzo trudne, ale możliwe. Zauważyłem, że ciągłe zapętlanie myśli powoduje obniżenie ich jakości. Jak uda Ci się od nich na jakiś czas uwolnić, to potem te nowe są świeższe. Tu bardzo pomaga medytacja.
Chrystus mówił, że jeśli nie będziecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego.
Niech Pan/Pani się nie starzeje! Niewarto :* !
Ostatnio lało, nie padało! Lało! Przez dwa tygodnie dzień w dzień. Telefon codziennie wyświetlał informacje o potencjalnym tsunami i zakazie wychodzenia z domu. O nakazie przeniesienia się na górzystą część wyspy jak ktoś mieszka za blisko oceanu. To są takie dni, że mam ochotę wracać do domu. A później wieczorem wychodzi słońce, jem rybę, którą złapał Kupono, siadam na skale, gapię się na zachód i myślę: Boże jak ja Ci dziękuję, że mogę tu być.
I jestem!
Do końca życia Hawaje będą kojarzyły mi się z otwartymi szybami, uśmiechem, reaggee, blond rozwianymi włosami, falami i cudownymi otwartymi ludźmi.
Byłem w kilku miejscach na tej planecie, ale to jest jedno z nielicznych w którym postanowiłem zostać na dłużej. Czasami musisz ruszyć! Po przestrzeń, po doświadczenia, po nowe! Zrozumiałem Aloha, filozofię ludzi zakochanych w Matce Naturze i tą prostotę życia. Plaże, fale, później coś do brzucha i wieczorny spokój z dobrą energią. Bez stresu, bez szarej codzienności. Nawet gdy staje się to rutyną to chyba łatwiej to przeboleć niż biurko, drogówkę, szefa, szare bloki i smutnych ludzi? Chodzę najczęściej boso albo w japonkach i shortach. Majtek nie ubrałem od 6 miesięcy. Bezinteresowna miłości ludzi do ludzi, człowieka do człowieka. Przytulasz kogoś kogo jeszcze nie znasz! Do tego ten luz i dobro łapaczy fal. Mówi się, że mało jest dobrych ludzi, mam to szczęście, że często ich spotykam. Tacy powinniśmy być dla siebie wszyscy, jak jesteśmy tu na Maui. Cudowne jest życie przy oceanie!
Aloha !
Pare akapitów wyżej pisałem o miłości, że jest siłą nieskończoną i tak namacalną jak grawitacja. Czy na pewno? A może kochać to po prostu chcieć być czyimś dobrem?
Skończyła mi się 6-miesięczna wiza. Musiałem spakować zabawki i wyjechać.
Chciałbym zatrzymać czas. A kwiecień chciałbym zatrzymać i przewijać bez końca przez resztę moich dni. Dni dzieliłem na fale i kajta, a wieczorami rozpływałem się w ramionach Rebecci. Chciałbym zatrzymać czas. Całowałem ją po łzach po policzku, cieszyłem się tym, że jeszcze jest i rozpaczałem w środku, że jutro już jej nie będzie. Że nie będę już jej przytulał, całował i się z nią kochał. Chwile, w których wali się świat kiedy patrzysz w oczy koloru nieba i wiesz, ze widzisz je ostatni raz w życiu, a mówią Ci, że miłość musi być przecież bezwarunkowa. Łatwo się wita, ciężko się żegna, a tęskni się zawsze.
Boję się dużych miast, telewizorów, informacji, tłumów ludzi. Chciałbym być z powrotem na Maui, jechać pickup’em boso, w samych boardshortach, łapać fale na kajcie. Chodzę po lotnisku w LA, ekrany, świecidełka i młoda, ładna kobieta robiąca selfie na tle wystawy Gucci… Sztucznie stworzone potrzeby posiadania na każdym kroku. Jakie to wszystko jest beznadziejnie smutne. Świat pełen sprzeczności potęgujący blichtr i takiesamość.
Co odnajduje się po pół roku na Maui? Spokój w duszy! Oliver Wendell Holmes powiedział kiedyś: ”A mind that is stretched by a new experience can never go back to its old dimensions”.
.
.
PRZYDA SIĘ
- wszystko na Maui jest zaporowo drogie, bo tu wszystko musi przypłynąć lub dolecieć
- potencjalna poderwana dziewczyna patrzy na Ciebie, że chcesz od niej obywatelstwo więc start jest utrudniony
- namiętnie wszyscy porzucają samochody
- Hawaje to natychmiastowa Karma !!!
- czerwone swiatła na skrzyżowaniach i fotokamera, która robiła zdjęcia za przejazd na czerwonym. Burmistrz zrezygnował z pomysłu : ”fuck that shit” bo sam dostał kilka mandatów – takie mają podejście
- w marcu chodzi sie ulicami w cieniu, od kwietnia z cienia sie nie wychodzi do września przynajmniej
- do końca życia Hawaje będa kojarzyły mi się ze smakeim kokosów i słodkich bananów
- Polaków, a jeszcze tych nowobogackich za granicą najlepiej oglada się z daaaaleka !!!!
- mrówki wychodzą nawet z komputera jak to teraz piszę
- nie mogę znieść tych durnych prędkości, że nie można sobie polatać max 45 mil = 80 km/h więc jak jedziesz pakę dwadzieścia, patrzą jakbyś leciał odrzutowcem
- na motorze można jeździć bez kasku!
- dziennie piję przynajmniej galon wody (3,8 litra)
- kury i koguty chodzą wszędzie
- jaszczurki, karaluchy, wielkie włochate pająki i wspomniane wyżej mrówki też
- paznokcie i włosy/zarost rosną 2 razy szybciej
- igły jeżowca są nie do wyciągnięcia (kruche i zawsze zostają)! W stopie boli solidnie przy każdym kroku, trzeba zacisnąć zęby, podskoczyć na boso waląc ”zaigloną” stopą o ziemię – wtedy igły się kruszą. Nasmarować czymś tłustym (miałem pod ręką olej kokosowy), założyć worek foliowy i skarpetkę, najlepiej trzymać przez całą noc. Po dwóch/trzech takich nocach – igły wychodzą same. Bezboleśnie.
- rany w ogóle się nie goją
- jak wypożyczysz auto to tylko 4×4 i najlepiej pick up (asfaltowe drogi to tylko te główne)
- Opaska na rekiny: silikonowa opaska ala zegarek, z silnym magnesem w środku. Nie wymaga baterii. Powinno zakładać się na najniższy punkt ciała w wodzie, czyli kostkę (stopę). Pół dnia na nodze i solidnie kręci się w głowie. (https://www.sharkbanz.com/)
- Flash Flood są tak niebezpieczne jak lawiny i zabierają życie w kilka sekund.
- Nie ma kempingów. Plaże zamykane są szlabanami. Toalety na nich też. Starają się ukrócić hipisostwo i spanie przy plażach jest nielegalne, chyba że ma się ze sobą wędke i tłumaczy się panu policjantowi, że łowi się ryby.
- wyspa jest mała, ludzie się znają – tak dostaje się pracę i poznaje żonę – wszystko jest na tych płaszczyznach bardzo oldschoolowe i raczej niemożliwe do załatwienia przez internet
- Za 3h pracy mam pełen bak paliwa. Za dwie godziny pracy w Polsce masz pełen bak paliwa? No właśnie!
- Vipassana ( https://www.pallava.dhamma.org/pl/co-to-jest-vipassana/ )
- Ayahuasca ( https://www.youtube.com/watch?v=Av2bPolPpkA)
KOSZTY
- Paliwo jest 2x droższe niż na kontynencie – 2 dolary normalnie, tu 3,40 za gallon.
- Gallon wody – 0,5 usd
- Obiad 12 usd w markecie Mana – coś ala szwedzki stół
- Burger z ryba i frytkami – Fish House – 12 usd
- Używany kite 300 usd
- Deser z papaji (faworyt) 7 usd
.
.
.
Happy End?
Take my hand, heart and soul! 🙂
Rozmawialiśmy codzinnie. Whatsapp płonął. Rano i wieczorem. Kiedy ona zasypiała, ja budziłem się i odwrotnie. Nie czułem dystansu, ale żałowałem że podziemia sowiogórskie nie mają skrótu przez środek planety na drugą stronę. Dni mijały, a z nimi tony gigabajtów filmów i zdjęć codzienności. W końcu przysłała printscreen zabookowanego biletu… Los się znowu do mnie uśmiechnął, myślałem. W maju przyleciała. Z Maui do Wałbrzycha… na magiczne 10 dni – takie były moje oczekiwiania, wszyscy jakieś mamy i wszyscy popełniamy ten sam błąd.
Było tak:
Miały być wszystkie kolory tęczy, a rzeczywistość okazała się bardziej brutalna i jak to w życiu, wszystko wychodzi na ostatniej prostej.
Porwała mi dwa tshirty
zlała po twarzy
śmiała się, płakała, śmiała, płakała na zmianę
przed rodzinnym obiadem powiedziała: ”I don’t give a fuck about ur family”
że Polska wygląda jakby czas zatrzymał się 20 lat temu (tu trochę ją rozumiem)
że między nami jest za duża różnica kulturowa
że za dużo się śmieję i żartuję
kiedy w Auschwitz powiedziała, że tu jest sama śmierć i popłakała się
chciałem ją przytulić, odepchnęła mnie twierdząc, że nie rozumiem jej uczuć
że ona chce celebrować swój smutek
stałem i przyglądałem się tej farsie, zastanawiając się kto faktycznie przyleciał i jaka jest w tym lekcja dla mnie i co to za grubiański wentyl psychiczny
żebym zupełnie się nie pogubił, spotkaliśmy się w Krakowie z Kasią (m.in. po psychologii) i Ewą (nie po psychologii, ale wydra życiowa)
Kasia stwierdziła dyplomatycznie: Igor, ona kwalifikuje się na leczenie, a Ewa darowała dyplomację i skwitowała krótko: Igor, one jest po prostu pierd%$*ięta.
Ja starałem się wcielić w życie hawajskie lekcje i po prostu nie oceniać.
Na lotnisku pocałowała mnie ostatni raz, skrytykowała za niedojrzałość duchową i dotykała po twarzy dłońmi jak mała córeczka swojego ukochanego tatę. Nic nie rozumiałem, ale było mi bardzo dobrze w tym całym pogubieniu i w środku dojrzewała ciekawość gdzie tym razem, to wariackie życie mnie zaprowadzi. Można odejść na zawsze, by stale być blisko.
Zawsze chciałem żeby świat był moim domem. W końcu zrozumiałem, że nie ma raju, a ludzie są wszędzie tacy sami. Mamy tylko różnie opakowaną codzienność, a życie wszędzie jest jak fala. Łapiesz i wykręcasz piękne cutbacki albo przegapiasz i mieli Cię PKP.
Wychodzi na to, że moje szczęście musi być obłędnie tłuste, bo idzie do mnie baaardzo powoli.
Pracuj, kochaj, bądź szczęśliwy i nie opowiadaj o tym nikomu.
Nie przywiązuj się do ludzi, rzeczy, miejsc.
Szanuj wolną wolę (nie tylko swoją), bo szanuje ją cały wszechświat!
Wybaczaj, ale nie zapominaj.
Pamiętaj, że masz w sobie wilka – dobrego i złego. Rośnie ten, którego karmisz!
In honor of all your hopes and dreams
Be love – Aloha !
Mau, Hawaii – Igor Bucki