5 z Sydney
Melbourne jest uporządkowane, zielone i logiczne. Ma w parkach papugi i to coś fajnego. Papugi zachowują się jak u nas gołębie. Są małe kolorowe albo duże białe z żółtym pióropuszem. Ulice w centrum są pod kątem 90 stopni, także łatwo trafić. Jeździ bardzo dużo Silvii i Skylinów. Masa Azjatów. Często w porze lunch’u parki są pełne ludzi. Ludzi, którzy są otwarci i gadają do Ciebie sami.
Sydney jest pomieszane, rozrzucone i mniej spokojne. Gdzie chciałbym mieszkać? Nie wiem! Na Instagramie jest zdecydowanie więcej fajnych dupeczek bliżej Sydney. W Melbourne spędzilem prawie pół roku, w Sydney raptem tydzień. Także porównywanie tych dwóch miejsc jest dla mnie raczej ciężkie. W Melbourne wróciłem kiedyś do domu ze szkoły i siedziała Grace. Na pierwszy rzut oka wiedziałem, że korzenie włoskie. Chwilę pogadaliśmy, porozśmieszałem ją trochę i powiedziała, że muszę poznać jej córkę – Sarah’ę. Sarah namieszała mi solidnie w głowie więc z Melbourne wyjeżdżałem zrozpaczony.
Canberra prócz siedziby rządu nie ma nic. Także jak masz specjalnie jechać/lecieć to lepiej wydasz pieniądze na:
- Gold Coast – australijskie Hawaje, gdzie jak trafisz przerwę w sesjach i egzaminach, to całe wybrzeże staje się studencką imprezą.
- Great Ocean Road – przepiękna droga wzdłuż oceanu. Same plaże surfingowe, blondynki w bikini z deskami, w starych Volkswagencach ogórkach. Długie regularne fale. Baaaajka! Do tego knajpki przy drodze z obowiązkowymi Fish&chips.
- Blue Mountains – może nie są super niebieskie, ale na pewno są w takim odcieniu, że takich gór i kanionów nie widziałeś nigdzie indziej.
- Urulu i żywa historia Aborygenów.
NZ – nie dostarłem niestety, ale mam to na swojej liście. Mieszkałem z Lyn, babeczką która się tam urodziła. Kiedyś pytałem jaka jest Nowa Zelandia, opisała mi to krótko. Bóg jak kończył tworzyć świat, zostało mu w dłoni kilka najlepszych rzeczy. Wrzucił to wszystko w jedno miejsce. Tak powstały te dwie magiczne wyspy. Rano jeździsz w puchu z helikoptera, wieczorem surfujesz i jesz świeża rybę z frytkami. Zabrakło mi kasy, co się będziemy kłamać, ale miałem już jedno podejście do wyjazdu do pracy do Queenstown, także jak znam życie wszystko jest kwestią czasu i prędzej czy później znowu się tam pojawię.
Puentując do opisania mam mase (łącznie z tym, że ugryzł mnie wariacki pająk – rękę miałem ogromną, że uciekałem przez płoty przed zboczeńcem, że rozwaliliśmy auto, skoczyłem ze spadochronem i zarobiłem swoje pierwsze pieniądze), niestety zdjecia mam tak słabe, że opisywać kompletnie mi się odechciewa.
Stąd piąteczka z Sydney !
Australia, Melbourne – Igor Bucki