Myśl jest potęgą !
Wszystko zaczyna się od idei, od marzeń, które ogranicza przede wszystkim nasza chęć realizacji. Jak banalnie by to nie brzmiało, wszystko zależy od tego jak naprawde mocno chcesz. Ja chciałem bardzo.
Moje marzenia o alaskańskich liniach zaczęly się dobre 8 lat temu. W końcu !
Planowanie zacząłem w październiku 2013 roku (tu Maćku chciałbym Ci podziękować), do samolotu wszedłem w połowie lutego 2014. Samochód sprzedałem dużo wcześniej.
Skoro to czytasz, to pewnie mała część Ciebie ciągnie w kierunku Haines i prędzej czy później podpiszesz sufit Bamboo Room Restaurant.
Moja decyzja przede wszystkim ograniczała się do wyboru śmigła, do którego będe wsiadał. Na Alasce jest około 16 firm spełniających marzenia, wszystko zależy od ilości Benjaminów Franklinów, którymi dysponujesz. Najbardziej konkurencyjna w moim subiektywnym odczuciu okazała ekipa spod Haines – ”małej rybackiej wioski na końcu świata”.
Sama podróż jest już w pewnym sensie wyzwaniem, lot z Berlina do Chicago trwa prawie 10 godzin, 3h na lotnisku w Chciago i kolejny 6h lotu do Seattle. W Seattle lotniskowa noc i rano 2,5h lot do Juneau, z Juneau do Haines prom 4,5h lub kolejny samolot 1h. I jak to bywa w życiu, okazuje się, że jest to wariant optymistyczny…
Po drodze dowiaduję się, że królowa pór roku opanowała polską stolice w stanach i do Chicago możemy w ogóle nie dolecieć. Czyli samolot do Seattle odpada, kolejne czekanie. Po drodze, żeby było zabawniej ginie mi torba z nartami. Alaska bez nart? Losu żart.
Zaczyna się intensywnie bez dwóch zdań ; )
Nie śpię lekką ręką licząc z 35 h, w Juenau wsiadam do szybowca z silnikiem i odklepuję tablicę Haines. I to przed trzydziestką. Chwilo trwaj !
Zaczynamy.
Haines, Alaska – Igor Bucki