Zabranie roweru w Alpy to jedna z najlepszych rzeczy jaką możesz zrobić w ciepłych miesiącach roku. W zależności od intensywności zimy, bikeparki startują w okolicach maja, do końcówki października. Jest kolorowo, sprawnie i smacznie. Urlop w Alpach zimowy na pewno jest Ci znany. Świetną alternatywą letnią stanowią dwa kółka w każdym górskim zakątku Europy i świata. Całość jest bardzo fajnie rozwiązana, wszystkie mapy danego miejsca są czytelne, ładnie graficznie opracowane i ciężko jest się zgubić. Tras w zależności od lokalizacji jest od dużo, bądź bardzo dużo. Różnią się skalą trudności i formą przeznaczenia. Sporo jest tras typu flow, freeridowych i zjazdowych wyryp. Kwestia preferencji, ale zdecydowanie każdy znajdzie coś dla siebie. Przejechałem kilka miejsc, które w kilku zdaniach poniżej.
Zermatt – Matterhorn
Do Zermatt nie można wjechać samochodem, za to spokojnie można dolecieć helikopterem. W Tasch (wiosce przed) są świetnie zorganizowane, darmowe parkingi. W zależności od długości pobytu, samochód zostawia się na zewnątrz, lub w parkingu podziemnym. W odległości dwóch kopnięć w korby, podjeżdża przestronny pociąg, ze specjalnymi rowerowymi wagonami, które dowożą do samego centrum Zermatt (10 minut). Karnet rowerowy zależy od długości pobytu i indywidualnej kalkulacji na ile jesteś.
https://www.zermatt.ch/en/arrival
Samo miasteczko jest cukierkiem alpejskiej architektury i przez ogromną ilość amerykańskich turystów, ceny są wysokie. Pizza startuje od 70 zł. Nocleg jeszcze lepiej. W okolicznych wioskach są pola namiotowe, do których z Zermatt spokojnie można zjechać na rowerze bez pedałowania (z góry cały czas) więc pociąg jest tylko obowiązkowy w jedną stronę. Tras rowerowych jest sporo, ale my najbardziej chcieliśmy zjechać to:
Wysiadając na dworcu w centrum, przy głównym deptaku spacerowym, przechodzimy na drugą stronę, do kolejki Gornergrat Bahn (https://www.gornergratbahn.ch). Kolejki torowej, która ze specjalnymi przedziałami rowerowymi wywozi najwyżej w okolicy. Bilet w jedną stronę jest za 50 Euro. Wysiada się przy samym obserwatorium z pięknym widokiem na szczeliny lodowe i Matterhorn. U góry jest kilka punktów widokowych, małe klimatyczne muzeum. Jest też hotel z restauracją. W dół kilka szlaków, z czego jeden rok w rok, używany jest w czasie zawodów Enduro World Series. Był to też jeden z argumentów, plus targi rowerowe, dlaczego wykończeni po wejściu na szczyt Matterhorn’u, zdecydowaliśmy się na solidne popedałowanie w okolicy. Całość przypomina raczej zaadaptowane górskie szlaki piesze. Udostępnione dla rowerów. Jest kilka tras flow, ale nie przejechaliśmy wszystkich. Pomógł nam bardzo lokalny rider, który połączył nam kilka tras w jedną. Zjazd z przerwami na zawody, granie na trąbce i jodłowanie, zajął nam całe popołudnie.
Sporo fajnie opisanych tras jest tutaj :
- https://www.matterhornparadise.ch/en/Experience/Bike
- https://supertrail.guide/en/regions/switzerland/valais/zermatt/zermatt/
- https://www.zermatt.ch/en/bike/Bike-tours
Jakiś czas temu pisałem o bezinteresownej dobroci ludzkiej: http://worksucks.pl/kawa/ .Opowiadałem też o tym Sławkowi. Kiwał głową ze zrozumieniem, ale inaczej docierają rzeczy zasłyszane w teorii, a inaczej doświadczone. Zjechaliśmy. Wybuchły ogromne pokłady dopaminy. Klocki hamulcowe dotarte, opony dojechane. Dotarliśmy do samego centrum Zermatt, w poszukiwaniu dobrego jedzenia. Wszystko intrygowało i zniechęcało nas cenowo. Jeżdżąc po wszystkich uliczkach (rower podróżując daje ogromną swobodę przemieszczania się), znaleźliśmy naleśniki. Na słodko, na słono. Sprzedawane z okna, w kamiennym domu, przy głównym deptaku. W środku dwie ładne, młode dziewczyny. Z daleka widać amerykańskie uśmiechy i swobodę komunikacji. Zamawiamy swoje. Przychodzi mama i pyta czy wpuścimy w kolejkę całą rodzinę zza oceanu. Żarty, żartami i gramy w papier, nożyczki, kamień kto dostaje pierwszy swoją porcję. Przegraliśmy, grzecznie czekamy, dziewczyny wychodzą, mama też. Nasza kolej, gość składa trójkąty automatycznym ruchem ręki. Wyciągam gotówkę, na to sprzedający się uśmiecha i mówi, że dziewczyny już za nas zapłaciły. Obie miały mężów, cała rodzina przyleciała z Santa Barbara do Zermatt. W formie rewanżu usiedliśmy z nimi na chodniku, pokazaliśmy zdjęcia i filmy ze szczytu Matterhornu, tłumacząc, że górę, którą widzą stąd teraz, zdobyliśmy wczoraj. Dużo dobra, dużo radości. Amerykanie zawsze mają ten cudowny międzyludzki luz. Zjedliśmy naleśniki, pożegnaliśmy się i Sławek zrozumiał. Całym sobą.
SOELDEN BIKE REPUBLIC
Ponoć kręcili James’a Bonda i faktycznie jak wyjedziesz gondolą do góry, szklana architektura otwiera z zachwytu żuchwę. Jest to jedyna część wyciągu gdzie nie wpuszczają z rowerem, bo nie ma jeszcze przygotowanych tras. Każda pozostała kolejka w Soelden wywozi Cię w miejsce, z którego masz kilka wariantów w dół.
Trasy są bardzo zróżnicowane. Od klasyków po wielkich, sztucznie ułożonych blokach kamiennych, przez freeridowe długie linie, na cudownych flow kończąc. Na samo dzień dobry robią z Ciebie obywatela republiki. Karnet ma soooolidną zniżkę z kartą Otztal Premium Card. Kartę dostaje się w miejscu zakwaterowania więc szukając noclegu, warto rozeznać czy dany pensjonat/hotel daje kartę swoim gościom w cenie. Prócz zniżek na karnet rowerowy, są darmowe wejścia do aquaparku, muzeów, itd.
https://www.oetztal.com/summer/oetztal-premium-card.html
Jest też sporo wyciągów dostępnych w okolicy, które przy wyrobionej karcie są gratisowe raz dziennie : https://www.oetztal.com/summer/oetztal-premium-card/included-services/mountain-gondolas-lifts.html
Trzy dniowy karnet w Soelden, uwzględniając zniżki z karty, to koszt 83 Euro i trzy dni w zupełności wystarczą.
https://bikerepublic.soelden.com/home/mtb-transport/lift-mtb-tickets.html#unlimited
Stając się obywatelem republiki, odbiera się pusty paszport, w którym wbija się pieczątki zawieszone przy danych trailach. Za 6, 12 lub 18 dostaje się różne brandowane gadżety rowerowe (zapięcie, skarpetki, kubki – każde w cenie średnio 15 Euro za sztukę jeśli zakupione w lokalnych sklepach).
Trasy przejechałem wszystkie jakie były i najwięcej fun’u sprawiły mi te:
ZAAHE LINE
TEARE LINE
GAHE LINE
OHN LINE
OLLWEITE LINE urywa ręce i jest absolutnie nie do zjechania za jednym zamachem. W połowie ma super knajpkę z przepysznym jedzeniem. Wysiadając na szczycie, warto karnąć się w lewo do góry w stronę lodowca. Widać wyraźnie z wyciągu. Stamtąd jest też jeden freeridowy ciekawy trail w dół. Piękne miejsce.
Prócz roweru, na wspomnianą wcześniej kartę, można wejść i nawet nie można, a trzeba do muzeum na szczycie przełęczy. Muzeum przerobionego ze starego przejścia granicznego, w nowoczeny architektoczniczny skarbiec motoryzacji. Jest pierwszy motocykl, pierwszy samochód Ford’a. Jest dużo zachywcających eksponatów, którym warto poświęcić chwilę w przerwie od pedałowania.
Karta uprawnia również do bezpłatnego wejścia do lokalnego aquaparku. Jest kilka kobiet w burkach pływających w środku więc warto nawet z samego aspektu kulturowego.
Niedaleko aquaparku, skręcając w prawo, są naturalne kąpieliska w jeziorach górskich, do których wodę regularnie dostarcza wodospad Stuibenfall. Ma też ferratę, która prowadzi ścianą wodospadu, do mostu linowego na szczycie. Dla tych, którzy nie mają uprzęży, lonży i kasku (warto wziąć!), droga na szczyt biegnie po metalowych wiszących schodach. Ekstra miejsce i bez dwóch zdań warto spędzić tam popołudnie.
Kawałek dalej nie ma naszej Natury2000, a jest rozrywka górska pełną gębą. Jest wszystko co być powinno i co czyni Soelden absolutnie genialną sportową alpejską destynacją.
Trasy przygotowane są super. Gastronomia w schroniskach górskich jest extra. Do tego leżaki i sporo słońca. Na pewno będę wracał. W drodze powrotnej warto zahaczyć o Innsbruck, gdzie na Tinderze jest ogrom białogłowych, sportowych piękności. Grzechem jest nie znaleźć lokalnej, rowerowej, miejskiej przewodniczki 🙂
KAPRUN – KITZSTEINHORN
Kaprun zawsze było moim ulubionym miejscem w Austrii. Teraz napisy wjeżdżając gondolą są po Arabsku, a lokalna społeczność porusza się w burkach i ładnych, drogich samochodach. Jest głośna i dominująca. Z 10 osób chodzących po chodnikach 9 ma zasłoniętą twarz. Ponoć! Jeden z Szejków wylądował tu na wakacjach. Zauroczony, określił Kaprun mianem raju na ziemi. Poszło tak szeroko po świecie arabskim, że teraz większość chce zamienić piaski pustyni, na zieleń, krystalicznie czyste jeziora górskie i białe szczyty w tle. Kitzsteinhorn ma trzy trasy freeridowe o łącznej długości 12 kilometrów. Z czego dwie łączą się w jedną. Całość zaczyna się z Alpincenter, w którym arabscy turyści wykupują kurtki, czapki, rękawiczki i karty pamięci do tysięcy zdjęć ze śniegiem w tle.
Trasa jest bardzo zróżnicowana, ma momenty flow, ma momenty latania przez kierownice i dziur po kolana. Jest piękna i bez dwóch zdań warto spędzić tam dzień.
https://www.kitzsteinhorn.at/en/summer/kitzsteinhorn/mountainbike-freeride-trails
SAALBACH – HINTERGLEMM
Konkurencja zawsze wymusza nowe techniki pozyskiwania klientów. Ośrodki narciarskie latem konkurują o pozyskanie klientów na dwóch kółkach. W Saalbach idą dalej o krok niż w Soelden. Karta, którą dostaje się przy zarezerwowaniu pensjonatu sprawia, że pola namiotowe są po prostu nieopłacalne. Płacąc około 25 Euro za nocleg ze śniadaniem, dostaje się Joker Card, która jest darmowym karnetem na wszystkie okoliczne wyciągi.
https://www.saalbach.com/en/summer/joker-card
Trasy, które mi najbardziej przypadły do gustu, to:
HACKLBERG TRAIL
PANORAMA TRAIL
X LINE jest super
Saalbach ma małe centrum i latem sporo zamkniętych pensjonatów. Jest sporo knajpek, sklepów mniejszych, większych i ogrom rowerzystów. Hinterglemm kontrastując do Kaprun, ma przede wszystkim gości pochodzenia żydowskiego. Same pejsy i kapelusze. W gesti lokalnych biur podróży leży brak potencjalnych spotkań pomiędzy Kaprun, a Hinterglemm… W Saalbach jest klimatyczne muzeum narciarstwa i fajny asfaltowy łącznik wzdłuż rzeki, którym w kilka minut dojeżdża się do Hinterglemm. Jest sporo życia turystycznego i knajpki wieczorem są pełne opartych rowerów i powieszonych kasków. Trasy są w dużej mierze zdecydowanie bardziej zużyte (solidne tarki w bandach) niż w Soelden i ilość Polaków jest zdecydowanie większa.
LEOGANG
Leogang jest klasyką rowerową. Samochodem z Saalbach jest jakieś pół godziny drogi. Za to wyjeżdżając gondolą na szczyt w Saalbach, szlakiem Asitz w około 15/20 minut pięknymi przestrzeniami można dostać się na szczyt Leogangu.
Joker Card uprawnia do jednego bezpłatnego wyjazdu gondolą więc będąc tam kilka dni, można całość objeździć za darmo. W innym wypadku, karnety dzienne są za 45 Euro. Na dole są pumptracki, poduchy ze skoczniami i w pełni rozwinięta bazą gastronomiczno/sanitarna (prysznice). Na parkingu zrobiony jest kemping, z którego cenowo kompletnie nie opłaca się korzystać.
Z najfajniejszych tras to Hot Shots GoPro, z wielkimi hopami i wysokimi bandami.
Ceny w Leogangu: https://bikepark.saalfelden-leogang.com/en/service-and-info/prices-info
Odkąd zacząłem jeździć latem po Alpach na rowerze, uważam, że chodzenie po tych górach jest kompletnie bez sensu 🙂
CZECHY
Po polskiej stronie Karkonoszy wyciągi nie zmieniają się od lat. Po postawieniu kanapy w Karpaczu, okazuje się, że wsiadając na nią zimą, trzeba ściągnąć narty i trzymać je na kolanach. U góry pan sypie piachem, żebyś po drodze nart nie założył. Dlaczego? O wsiadaniu na wyciąg z rowerem mowy nie ma. Wszędzie mamy Naturę2000 i zapalonych w zielonych polarach. Dla porównania, Czesi mają gondolę na sam szczyt Śnieżki. Kilka ośrodków w tych samych górach. Zorganizowali Puchar Świata w narciarstwie. Z rowerami mają podobne podejście, które jest diametralnie różne od polskich leśnych ludków. Wszyscy, których znam wymieniają polskiego złotego, na czeską koronę i jadą zostawiać ją po sąsiedzkiej stronie Karkonoszy. Miejsc gdzie można to zrobić jest kilka. Wszystkie przygotowane są super. Od małych napraw, przez zjedzenia i chillowanie, po umycie roweru. Nie wszystkie mają wyciąg.
- Zakaz na ebikach: http://www.rychlebskiesciezki.pl/
- Smrk: https://podsmrkem.singltrek.cz/
- Trutnov: https://trutnovtrails.cz/pl/
- Lipovske stezky. Za hotelem:
Wszystkie są fajne i warto popedałować wszędzie. Jest miejsce, w którym są dwie trasy flow i kanapa do góry. Całość ma charakter familijny i w zależności od prędkośći, bawią się mniejsi i więksi. Nazwane jest:
5. Tanvaldsky Spicak : https://www.skijizerky.cz/cz/leto/bikepark-tanvaldsky-spicak
bardzo polecam, bo wracaliśmy regularnie. Kawałek za Harrachovem więc z każdego miejsca na Dolnymślasku, jest relatywnie blisko.
BIELSKO TWISTER
Nie zdawałem sobie sprawy, że z pociągu z rowerem, można wsiąść na pick up’a. Solidnie pojeździć, a wieczorem wypić pyszny cydr na Bielskiej starówce. Twister i Bielsko extra !
KARKONOSZE
W Karkonoszach nie można nic. Nie wolno zimą jeździć po śniegu, nawet metr od szlaku. Latem nie można rowerem przejechać po szlaku. Za to latem wpuszcza się tysiące pieszych turystów na szlak. W szpilkach z torebkami. Panowie rzucają za siebie w kosodrzewinę puszkę po ostatnim łyku Harnasia. To zgodnie z filozofią parku, jest w porządku i tak można.
Kiedyś można było więcej:
Po stronie czeskiej jest oczywiście sporo wytyczonych szlaków. Część jest asfaltowa. Moim ulubionym jest przejechanie całych Karkonoszy od Przełęczy Okraj do Szrenicy/Jakuszyc. Zjazd do Szklarskiej i pociąg do domu. Na rowerze oczywiście jeździć tam nie wolno więc to co widzisz na zdjęciach to chodzenie z rowerem po szlaku.
OLBRZYMY
Ile ludzi, tyle opinii. Są tacy, którzy narzekają, że jadąc za szybko, często po wewnętrznej jest ucięty, wybijający w kosmos pieniek. Że podjazd asfaltowy jest długi i mozolny. Co by nie było, miejsce jest piękne. Zwłaszcza wiosną, kiedy w zielonym już lesie, widzisz białe Karkonosze w tle. Całość oddana w 2019 roku, tworzy dużą ilość, atrakcyjnych kilometrów. Ulubiona sekcja to okolice Michałowice, gdzie jedno auto zostawia się przy stawie. Drugim zjeżdża do Piechowic, na dowolny parking. Pętla staje się wtedy długa i zróżnicowana. Wszystko w dół. Dojeżdżając do miejscowości, można się doładować w pobliskich sklepach. Załadować rowery na bagażnik w drugim aucie i ominąć mozolny, asfaltowy podjazd, wciskając parę razy sprzęgło. Miejsce bez dwóch zdań warte zobaczenia. Całość ponoć nadzorowała Majka Włoszczowska, którą można spotkać na miejscu często.